„Romeo i Julia” w choreogr. Sashy Waltz Teatru Wielkiego w Łodzi na XXVII Łódzkich Spotkaniach Baletowych. Pisze Agnieszka Kowarska na blogu Kulturalnie24.
Pokaz „Romea i Julii” w choreografii Sashy Waltz był kolejnym, który mogła obejrzeć publiczność XXVII Łódzkich Spotkań Baletowych. Tym razem – w premierowym pokazie - wystąpił zespół Teatru Wielkiego w Łodzi. Zaprezentowana choreografia Sashy Waltz oddała cały romantyzm poematu symfonicznego H. Berlioza a warstwa plastyczna spektaklu niewątpliwie na długo pozostanie w pamięci.
Propozycja Teatru Wielkiego w Łodzi ma kilka mocnych stron. Przede wszystkim kompozycja znakomitej niemieckiej choreografki już sama w sobie jest dziełem – i to takim wyrosłym na gruncie studiów i niezwykłej wprost wrażliwości artystki na sztukę tańca. Sasha Waltz zaproponowała bowiem serię obrazów o wielkiej urodzie. Wykorzystana w choreografii oszczędna, niemal surowa scenografia i monochromatyczne a przy tym doskonale podkreślające dramaturgię poszczególnych scen kostiumy (po trzykroć świetne!) stanowią kolejny poważny atut tego spektaklu.
Istotnym walorem „Romea i Julii” jest również warstwa muzyczna. Nie będę ukrywać, że duże wrażenie wywarła na mnie nie tylko sama kompozycja Berlioza (w moim odbiorze niesamowicie ilustracyjna), ale również jej wykonanie przez orkiestrę Teatru Wielkiego w Łodzi pod kierownictwem Rafała Janiaka. No cóż, słuchanie jej było ogromną przyjemnością. Dodatkowym „smaczkiem” tego pokazu był występ Daniela Mirosława, nagrodzony zresztą przez publiczność dużymi brawami. I słusznie.
Oglądając spektakl odnosiłam jednak wrażenie, że tego wieczoru zespół baletowy niezbyt pewnie czuł się w zaproponowanej przez choreografkę konwencji. Ostrości i ruchy nazwane podczas konferencji prasowej poprzedzającej prezentację choreografii „kanciastymi” były nieprecyzyjne a przez to konflikt rodów Capulettich i Montekich słabo zaznaczony… Wydaje mi się też, że dość trudne było dla artystów tańczenie na pochyłej podłodze sceny, ale to raczej kwestia czasu i zagrania kilku spektakli.
Fantastycznie natomiast zatańczyli Chase Vining (Romeo) i Kata Ban (Julia) – występujący w głównych partiach podczas pierwszej premiery - tworząc niezwykle liryczny duet. Kata Ban była dziewczęca, perfekcyjna i właściwie idealnie pasowała do roli Julii. Chase Vining był równie świetny, niesamowicie naturalny, choć... cały czas był bardziej Amerykaninem niż Włochem. Kupuję jednak jego wersję Romea, bo tak czy inaczej potrafił wywołać naprawdę niemałe wzruszenie. Myślę, że oboje najlepiej z całego zespołu poradzili sobie z wymaganiami choreografii. Trzecim tancerzem, któremu taka sztuka się udała był Koki Tachibana.
Trudno mi jednak docenić (i ocenić) wykonanie przez tancerzy choreografii jako całości, finezję przemieszczeń czy tym bardziej pracę artystów pojawiających się w niewidocznej dla mnie przestrzeni sceny. Niestety miałam nie najlepsze miejsce do oglądania baletu skomponowanego w tak nieoczywisty sposób. Nie wątpię jednak w wartość tej realizacji. I chociaż można byłoby narzekać, że przeniesienie spektaklu z 2007 roku z Paryża do Łodzi jest mało ambitne, to biorąc pod uwagę urodę i artyzm tej wersji „Romea i Julii”, nie można mieć o to pretensji.