„Helgi, syn Jóna" Tyrfingura Tyrfingssona w reż. Marty Streker w Teatrze im. S. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Serce rośnie, patrząc na imponująco rozwijającą się współpracę z Teatru im. Żeromskiego w Kielcach z artystycznymi partnerami w Islandii. Ledwie na początku stycznia bieżącego roku odbyła się prapremiera „Kilku opowieści o Islandii” polskiej dramaturżki Weroniki Murek w reżyserii islandzkiej reżyserki Uny Thorleifsdottir, a już 3 lutego zaprezentowano w Kielcach kolejną prapremierę, tym razem islandzkiego dramaturga Tynfingura Tyrfingssona „Helgi, syn Jóna” wyreżyserowanej przez Martę Streker.
Twórczość Tyrfingssona, podobnie jak i on sam, jest w Polsce mało znana. Maciej Omylak, dramaturg kieleckiego spektaklu, wspomina w programie, że wcześniej przetłumaczono na język polski tylko jego „Kartoflarzy”, które w 2020 roku zostały zaprezentowane online jako czytanie przez warszawskie Laboratorium Dramatu. „Helgi pęka”, bo tak należałoby przetłumaczyć oryginalny tytuł sztuki, przełożył Maciej Stroiński na podstawie angielskiego tłumaczenia autorstwa Elís Gunnarsdóttir. Realizatorzy spektaklu w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach zdecydowali się na tytuł „Helgi, syn Jóna” jako bliższy interpretacji dramatu przedstawionej w koncepcji realizacyjnej (wyłonionej w drodze konkursu) reżyserki Marty Streker.
Surowa, ascetyczna scenografia Katarzyny Leks ani przez moment nie pozostawia widzowi wątpliwości, że oto znajduje się w przestrzeni funeralnej, a dokładniej rzecz biorąc w zakładzie pogrzebowym. Tym bardziej, że na stole sekcyjnym leżą zwłoki gotowe do pochówku (ale są też dwa inne mobilne stoły, które w sprytny sposób przenoszą miejsce akcji do domu Katrin lub do piekarni). Tanatopraktyką w tym zakładzie zajmuje się tytułowy Helgi, a właścicielem jest jego ojciec. Nie jedyny to ojciec w świecie postaci sztuki Tyrfingssona, wziąwszy choćby pod uwagę wspomniane zwłoki Kristmundura – to ojciec Katrin, od niedawna dziewczyny Helgiego, z którym to ojcem nie miała ona w przeszłości prawidłowych stosunków. Generalnie w sztuce tej figura ojca jest wiodącą i dotyczy także pozostałych bohaterów, czyli Piekarza i Dziewczynki. Na plan pierwszy wysuwa się relacja tytułowych bohaterów. Helgi jest całkowicie zależny od swojego ojca, nie potrafi sam podjąć najbłahszej decyzji. Despotyczny Jón jest źródłem nieszczęśliwego bytowania swojego syna, nie pozwala mu na samodzielność, samodecyzyjność, dorosłość. A na dodatek umacnia w nim strach przed mającą się spełnić tragiczną wizją. Helgi podejmuje walkę z toksycznym ojcem, ale czy uda mu się wybić na niezależność? To już trzeba zobaczyć na scenie kieleckiego teatru.
„Helgi, syn Jóna” to niezwykle ciekawe pod kilkoma względami przedstawienie. Marcie Streker udało się w tej realizacji zachować wszelkie kulturowe odniesienia zawarte w tekście Tyrfingssona. Jest więc odwołanie do motywu biblijnego ojca (niby kochającego, a jednak boleśnie doświadczającego), także ojca jakby rodem z dramatów Szekspira, tragedii greckiej (figura fatum ciążącego nad głównymi bohaterami). Pokazano patriarchat w wielu wymiarach. Udało się także twórcom spektaklu przekazać specyficzny islandzki humor, momentami rubaszny (na przykład w scenie, gdy Helgi śpiewa na pogrzebie piosenkę z „Króla Lwa”), najczęściej absurdalny, powodujący, iż spektakl w większości odbywający się w prosektorium przybiera formę tragikomedii. Nie brakuje też elementów melodramatu i to związanego nie tylko z wątkiem Helgi – Katrin. Takie to eklektyczne przedstawienie, wywołujące burzę skrajnych emocji i uczuć.
Domyślam się, że grać w tym przedstawieniu było ciekawie, ale i niełatwo. Kieleccy aktorzy w mojej ocenie stanęli na wysokości zadania. Przede wszystkim Oskar Jarzombek, przez blisko dwie godziny nie schodzący ze sceny. Gra Helgiego w ogromnym skupieniu i bardzo autentycznie. Widz wierzy w każde wypowiadane przez niego słowo i kibicuje jego postaci w walce z apodyktycznym ojcem. W ubiegłym roku na Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi Jarzombek otrzymał nagrodę publiczności dla „najbardziej elektryzującego aktora” i rolą w „Helgim…” potwierdza, że była to w pełni zasłużona nagroda. Świetnie partneruje mu jako Katrin Klaudia Janas, tworząc rozedrganą emocjonalnie trzydziestolatkę po przejściach, która zdaje się poszukiwać prawdziwego uczucia, co skrywa pod maską pozornej oschłości, arogancji i wulgarności. Jacek Mąka, jako ojciec Helgiego, jest taki, jakim pewnie chciał widzieć tę postać autor sztuki: nieobliczalny, groźny, despotyczny, ale też współczujący i czuły, potrafiący przytulić, jak prezydent ułaskawionego przestępcę. Bardzo wyraziście zostały też zagrane role drugoplanowe: Piekarzem jest Łukasz Pruchniewicz, który gra bardzo ostrymi środkami wyrazu adekwatnymi do stopnia skomplikowania jego postaci, a w roli Dziewczynki na premierze wystąpiła Katarzyna Trybus (wymienia się ona tą rolą z Dianą Gos; obydwie zaangażowane w drodze castingu). A, i jeszcze jest monumentalna, organowa muzyka stworzona przez Macieja Zakrzewskiego, robiąca właściwą atmosferę spektaklu.