EN

6.11.2023, 10:38 Wersja do druku

Polimery zła na scenie na przykładzie schyłku pary rumuńskich dyktatorów

„Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceaușescu” Julii Holewińskiej w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Janusz Milanowski w „Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz".

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

"Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceausescu" w reżyserii Wojciecha Farugi to spektakl ważny, gęsty od znaczeń i koncertowo zagrany. Bydgoski Teatr Polski staje się laboratorium twórczości w warunkach marsjańskich ze względu na niekończący się remont.

Wchodzących na małą widownię zaskakują leżące w śniegu ciała kobiet i mężczyzn w wieczorowych strojach. Przypominają „Rozstrzelanych" Andrzeja Wróblewskiego. Nad tą ośnieżoną kaźnią wisi wielki żyrandol – wygasła korona satrapy. Ramię jednej z postaci stężało w kształcie suchej gałązki, z której zwisa wahadełko Ozyrysa, jak później się okaże. To widmowe miejsce jest zamknięte lustrami, zakrzywiającymi przestrzeń koszmaru. Zimno się robi na widok tego świata nikłości, za co odpowiada Wojciech Faruga - twórca tej metafizycznej scenografii.

Gdy publiczność zajmie już krzesła, martwi wypełzną spod śniegu i rozpocznie się senna fantazja według mocnego tekstu Julii Holewińskiej o ostatnich dniach rumuńskiej Matki Narodu i jej męża, Geniusza Karpat. Jest grudzień 1989 r. i nastaje czas magii świąt. Ożywieni ludzie zaczynają tworzyć własną Pieśń nad Pieśniami na ich cześć pod dyktando Generała. A my słuchaliśmy jej podczas premiery 14 października 2023 roku, gdy nareszcie zamilkły adoniki na cześć Geniusza z Żoliborza.

W onirycznym salonie peany wznoszą: Córka Farona (Michalina Rodak - sumienie człowieczeństwa, ofiara zniszczonej miłości), Generał (Damian Kwiatkowski – człowiek zagadka), Dama Dworu (Małgorzata Trofimiuk – postać tłumionej latami rozpaczy), Chłopak (Karol Franek Nowiński – wcielenie wszystkich odrzuconych), Oko Securitate (Marcin Zawodziński – śmieszność i tragizm). Ubrał to towarzystwo Faruga, który jako kostiumograf mógłby odziać prozę Brunona Schulza. Niepokoją oględnością gestów, głosem wydrążonych ludzi szurających lakierkami po śniegu - jak szczury na szkle w poemacie Eliota.

Kres ich dionizjów rozgrywa się w napiętej monotonii w przeczuciu zagłady, która nadejdzie spoza tych luster. Jest cicho i nerwowo. Scenę przecina takie mgławicowe światło wzmocnione niespokojnymi akcentami muzyki Radosława Dudy. To jakby krótkie flashe wagnerowskiej opery i plastycznego piękna spektaklu gnozy.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Dyktator walczy z poziomem cukru

Zagłada dzwoni telefonem, doprowadzającym do szału Elenę (Małgorzata Witkowska), nakazuje tkwić Generałowi przy słuchawce z twarzą ściętą strachem, a Geniuszowi Karpat (Mirosław Guzowski) skomleć o cukierka. Dyktator, który uśmiercił jakieś 60 tys. ludzi wyżebrze czeską lentilkę i nic już nie będzie się liczyć poza pamięcią otorbioną zdradami Eleny. Wielkie uznanie dla Mirosława Guzowskiego za cichy nerw, z jakim zagrał gasnącego satrapę i zaprzeczającą sobie świadomość – niejedyną zresztą w tym spektaklu. Sformatować odczucia widzów litością i wstrętem w gardle to aktorski totalizm. „Dajcie mi wreszcie cukierka" – żebrze, co rusz głosem człowieka walczącego tylko z poziomem cukru we krwi. A wszystko inne? „To nie byłem ja"- powtarza w tragikomicznej perseweracji.

Madame Sosostris nie wróży z kart

Elena w zadziwiającej kreacji Małgorzaty Witkowskiej przeskalowała emanacje męża tak, że nawet najmniejszy odruch litości jest niemożliwy. Niczym Madame Sosostris z „Ziemi jałowej" Eliota „Za najmądrzejszą uchodzi w Europie", tyle że z wahadełkiem Ozyrysa, a nie talią kart głosi jarmarczną egzegezę. Elena, de domo Lenuta (Słodka po rumuńsku), podstawowo wyuczona prowincjuszka, rewolucjonistka i prostytutka aspirowała do formatu Wielkiej Uczonej i Matki Narodu. Naiwny Zachód widzący w Rumunii kontrapunkt dla Kremla, kokietował ją honoris causami różnych uczelni. Ta wychowanka żony Mao Tse Tunga dorobiła się kilkudziesięciu tytułów naukowych i wzdychała do nagrody Nobla.

Witkowska i Guzowski z wdziękiem pokazują toksyczną więź między sobą. Ona dominuje. Stwarza napięcie i strach. Promieniuje z niej siła i wyrafinowanie na miarę rzeczywistej postaci - wiecznej królowej komunistycznego balu. Witkowska szokuje oszczędnie wyrażaną stanowczością, która ściska wszystkich i wszystko posłuszeństwem. Aktorka nie udziela żadnej ulgi dla kreowanej postaci. Poniży każdego, by pokazać swą władzę. Jest okrutna i perwersyjna. Swojemu mężowi w prezencie świątecznym wręczy… półnagiego Chłopaka, którego Generał zawlecze mu po śniegu. Małgorzata Witkowska stworzyła głębię irracjonalności, która wybrzmi jak katharsis, gdy zaśpiewa „Egipskie noce" Shazzy, ku zdumieniu publiczności. Prawdziwa Elena napisała (czytaj: napisano za nią) rozprawę naukową „Stereospecyficzna polimeryzacja izoprenu". Elena sceniczna to polimer zła. Lady Makbet to przy niej guwernantka.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Ekstraklasa aktorstwa

Tu nie ma ról pierwszo - czy drugoplanowych, bo zła nie powinno się hierarchizować. Zło to zło. Każdy za nie odpowiada i dlatego każdy umrze w tym śniegu. Dwór Eleny i Nicolae to wydrążeni ludzie u kresu uczynków w ostatnim spazmie sumienia. Intryguje bardzo Generał Kwiatkowskiego, postać pozornie ledwie tląca się w tym panoptikum. A jednak wbija się widzowi do głowy, przykuwa uwagę mistrzowsko pokazaną przemianą z podręcznego narzędzia do formatu buntownika. Gdy nagle przestaje się jąkać i wkracza do akcji sprężystym krokiem, dociera do nas coś, co tylko wcześniej przeczuwaliśmy: jego rozdarcie sygnalizowane oszczędnie cytatami z poezji i filozofii. Warto przyjrzeć się jak Witkowska okazuje mu nieufność przez poniżanie, a on ulega, bo to sceny ekstraklasy aktorskiej.

Historie wszystkich ośnieżonych nieszczęśników w służbie maniakalnej ideologii są przerażające. Wzmocnione tu świetnym aktorstwem mogą zdławić oddech, jak w przypadku szarej Damy Dworu wspaniale zagranej przez Małgorzatę Trofimiuk. Jej koszmarna opowieść o tym, jak stała się mamką dla satrapów paraliżuje w stopniu niemierzalnym. Podobnie Michalina Rodak, jako córka Eleny i Nicolae nieoszczędzona przez sadyzm ich systemu. Tu zobaczyliśmy ekspresję cierpienia najwyższej próby. Postać Rodak to krzyk kobiet, z których zdrowotna polityka Eleny uczyniła fizjologiczne naczynia. I nagle zaczynamy się zastanawiać czy pomysł PiS rejestru ciąż w Polsce nie ma rumuńskiej genezy?

Przerażającym też uczyni Marcin Zawodziński wyznanie Oko Securitate o połamaniu palców słynnemu bramkarzowi, żeby zawłaszczyć jego samochód. Również i on w swej roli stworzy kogoś, kogo najchętniej skazałoby się bez prawa do obrony. A na drugim biegunie cierpi Chłopak/Karol Franek Nowiński, chory na AIDS gej, torturowany za opór przeciwko władzy. Odarty z godności też ma swoją pieśń katharsis, ale zamęczony może tylko artykułować głoski. Nowiński zagrał ból tak silny, że niemożliwe jest utrzymanie linii melodycznej i pokazał talent wokalny. Bardzo to poruszająca scena zanim wszystko ogarnęła ciemność, zanim usłyszeliśmy coś, co 14 października dotknęło nas do żywego: „Zostawiliście kraj z piasku". I nim ramię Eleny stężeje z wahadełkiem Ozyrysa – bóstwa śmierci i odrodzenia. Bo zło nie umiera tylko reinkarnuje.

To już kolejny sezon niekończącego się remontu Teatru Polskiego. Jeśli ktoś chce się przekonać jak powstaje dzieło na placu budowy, niech przyjedzie do Bydgoszczy. Recenzję tej znakomitości dedykuję władzom miasta za stworzenie laboratorium sztuki z myślą o wyprawach na marsa.

Tytuł oryginalny

Premiera w Teatrze Polskim. Polimery zła na scenie na przykładzie schyłku pary rumuńskich dyktatorów

Źródło:

„Gazeta Wyborcza - Bydgoszcz” online

Link do źródła

Wszystkie teksty Gazety Wyborczej od 1998 roku są dostępne w internetowym Archiwum Gazety Wyborczej - największej bazie tekstów w języku polskim w sieci. Skorzystaj z prenumeraty Gazety Wyborczej.

Autor:

Janusz Milanowski

Data publikacji oryginału:

06.11.2023