„Instrukcje" wg scenar. i w reż. Konrada Imieli w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Akurat instrukcje – powiedzmy to wprost – Ikei są naprawdę komunikatywne, wydaje się, że pracuje nad nimi sztab ludzi, tak, żeby każdy, absolutnie każdy był w stanie samodzielnie zmontować mebel, nawet o tak skomplikowanym stopniu złożoności jak szafa Godishus. Zauważmy przy okazji, że z sukcesem złożony mebel prawie zawsze napawa nas czymś w rodzaju dumy, a już na pewno chwalimy się tym przez otoczeniem, tak, jakby wykonane czegoś według narzuconego planu było czym ekstraordynaryjnym. Może zresztą jest? Bo przecież bez instrukcji obsługi, różnie zresztą rozumianych, żyć się nie da. Niepodobna bez wskazówek z zewnątrz skręcić szafę ze wszystkich elementów, każde urządzenie ma własną książeczkę z objaśnieniami, nie zawsze tak intuicyjnymi jak prodiż (ten wątek wydał mi się wyraźnym puszczeniem oka do widzów pamiętających codzienne użytkowanie tegoż piekarnika), ba, bez przepisu ciasto upiecze się z zakalcem, a – bez wytycznych z Internetu z pewnością oszukają nas na Vinted. (Błyskotliwa, bardzo zabawna, ale i jakoś przejmująca modlitwa do youtube’a jest najlepszym momentem tego przedstawienia). Jak w świecie wypełnionym instrukcjami, przepisami i poradami znaleźć siebie? Czy złożenie mebla szafopodobnego jest jedyną ceną za próbę wyjścia z tego dokładnie opisanego i mocno przewidywalnego systemu? A - gdzie znaleźć instrukcję spełnienia własnych marzeń? I czy ktoś poza nami może ją napisać?
Mamy do czynienia ze znakomitym dyplomem, każdy z siedmiorga studentów ma okazję zaprezentowania swojego warsztatu, wszyscy są utalentowani i piękni, słucha się ich i ogląda z dużą przyjemnością; trudno mi nawet kogokolwiek z nich wyróżnić bo ta robota jest naprawdę zespołowa. Drobną uwagę mam natomiast do Instrukcji jako przedstawienia, które odnalazłem jednak o pół godziny za długie, zdecydowanie zbyt wolno nabierało rozbiegu, niestety ździebko nużąc, a „energia azjatyckiego funku” (cyt. z www.), która była jedną z inspiracji kompozytora, niestety mnie nie poniosła, zdecydowanie bardziej podobały mi się liryczne momenty tego – summa summarum – bardzo ciekawego przedstawienia.