”W siebie wstąpienie” Ewy Mikuły w reż. Marty Streker oraz „Szekspir Fight Show Arena” w reż. Jakub Kasprzaka i zespołu w Teatrze Układ Formalny we Wrocławiu. Pisze Andrzej Lis, członek Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Do Teatru Układ Formalny we Wrocławiu prowadzą dwie bramy. Jedna z ulicy Kościuszki, droga z ulicy Prądzyńskiego. Przechodząc przez którąś z nich znajdziemy się na dość zaniedbanym podwórzu. Zbudowano tam jasny budynek – Centrum na Przedmieściu, w którym teatr ma siedzibę. Niby w centrum, ale też i na przedmieściu. Niby na mrocznym podwórzu, ale w jasnym budynku. W centrum miasta, niedaleko dworca, a jednocześnie na przedmieściu oławskim. Do centrum Wrocławia jest kilka minut spacerem, do Oławy Wrocławskiej kilka kilometrów. Takie to swoiste on/off. Teatr ma cechy OFFU i zespołu instytucjonalnego, z własnym zespołem, repertuarem, stałą siedzibą daną przez miasto. Samych przedstawień granych tam przez Teatr Układ Formalny też nie da się jednoznacznie zakwalifikować. Bo są trochę podobne do siebie, ale też i niepodobne. Jakby pochodzące z jednej rodziny, z jednego drzewa genealogicznego, z jednej grupy artystycznej. Ale są też zróżnicowane. Jakby skrojone wieloma rękami. Te, które widziałem, były czymś więcej niż dziełem rzemieślniczym. Sami tak pisali o swoich założeniach: „Chcemy tworzyć przestrzeń wolną od strachu, skrępowania, dającą poczucie bezpieczeństwa, uważności i zrozumienia poprzez sztukę.”
W przedstawieniu W siebie wstąpienie, była godzina trzecia czterdzieści w nocy. Czas między snem a dniem. Godzina depresyjna dla większości. Godzina zdziwienia dla niektórych. Godzina podniecenia dla nielicznych. Bohaterowie tego przedstawienia Katarzyna, Szymon i Dominik być może nigdy się nie spotkali. A coś jednak ich łączy. Choćby wiek. Mają po trzydzieści – czterdzieści lat. Mają więc tyle lat, aby wiedzieć co jest ważne, a co nie. Albo odwrotnie, zaczynają rewidować swoje życie. Przechodzą i przeżywają kryzys tożsamości. Bohaterów przedstawienia łączy właśnie to, że wszyscy nie śpią o trzeciej czterdzieści. Stosunkowo najłatwiej przychodzi to Szymonowi (Rafał Pietrzak). Budzi się bez wysiłku, bez stresu, bo jest youtuberem i prowadzi o tej porze prywatny nocny kanał, w którym reklamuje batoniki. „Jesteśmy mordy społecznością tego kanału i dlatego nikt, nawet w nocy, nie jest sam. To mówcie, co słychać?” Szymon wie. że po drugiej stronie ktoś go słucha.
Dużo trudniej jest Dominikowi (Paweł Palcat). Siada przed laptopem i próbuje wrócić do pisania zamówionego artykułu. Odkrył właśnie, że ma tylko dwa gotowe zdania. I nie ma wielkich szans na napisanie całości. Nie myśli o tym, co miałby napisać. W głowie siedzi mu Ojciec. Dzieciństwo, dorastanie, kiedy dobiega do czterdziestki. I zamiast nowej frazy we własnym tekście wspomina: „Pamiętasz, jak zapytałem cię kiedyś, jak masz na imię? Miałem pięć lat. Myślałem, że masz na imię „ojciec”. Wszyscy tak do ciebie mówili, nawet mama.” Ojciec rozrastał się w Dominiku. Stawał się kimś więcej niż ojcem. „Kiedyś do ciebie wołałem najdroższy, przyjacielu. Teraz jesteś mi obcy. Już cię o nic nie proszę”. A może własny Ojciec stawał się dla Dominika Bogiem Ojcem? Teraz obaj się oddalają. Chociaż przecież niezupełnie. W krytycznej godzinie obraz Ojca wrócił do Dominika. A on zapada się coraz bardziej w siebie, bez Ojca. W spektaklu to dobra rola Pawła Palcata.
Najtrudniej w owej mrocznej godzinie było Katarzynie (Wiktoria Czubaszek). Z każdą minutą pogrążała się w depresji. „Próbowałam się znaleźć w sobie, ale mnie tam nie było. Próbowałam przy tobie, ale nie wyszło. Muszę tam na zewnątrz, z nimi. Muszę popatrzeć im w oczy. Skompromituję się, trudno. Zrobię przypał, trudno. Może spotkamy się kiedyś, przez przypadek na ulicy albo na jakimś korytarzu”. Aktorka na scenie mówiła to do lalki. Nawiasem mówiąc z tą lalką cała trójka bohaterów toczyła swoje wyimaginowane dialogi. Ale może ten ktoś z ulicy, korytarza, a może z bramy, ten kogo chciałaby spotkać Katarzyna, siedzi teraz na widowni. Na tym właśnie przedstawieniu. „Jestem Kasia. Nie znamy się, ale chyba jest pan przyjaznym człowiekiem, skoro przyszedł pan do teatru. Czy zgodziłby się pan, żebyśmy popatrzyli sobie w oczy przez minutę?” I choć Wiktoria Czubaszek jest aktorką drobną i szczupłą, to jej spojrzenie wyraża wielką ciekawość i wielki niepokój. Katarzyna w jej wykonaniu jest krucha, a zarazem zdeterminowana i silna, gdy patrzy w oczy widza.
Trójkę bohaterów dręczą pytania o sens wszystkiego. I jak to o trzeciej czterdzieści bywa, hierarchia tych pytań jest dość zagadkowa. Nie wszystko przecież jest ważne, ale też nie można powiedzieć, że coś nie jest ważne. Wspólne wydaje się to, że zarówno Szymon, Dominik, jak i Katarzyna próbując znaleźć drogę do siebie. Szukają też drogi do kogoś drugiego. Dialogują z lalką, bo to przecież teatr. Lalka może być każdym. Ale chcieliby spotkać „przyjaznego człowieka”, który przychodzi nie tylko do teatru. Owo zachwianie proporcji spraw ważnych i nieistotnych bardzo sugestywnie wpisała w tekst Ewa Mikuła. Sztukę czyta się coraz lepiej, zwłaszcza jeśli ktoś czyta ją ponownie. Dość różnorodna stylistyka, wyrażająca się przede wszystkim w języku, pozwala na zróżnicowane interpretacje ról.
Aby wszystko to w przedstawieniu mogło wybrzmieć, czuwała cierpliwie i starannie reżyserka Marta Streker. Pilnowała skrupulatnie dwóch rzeczy: rytmu i emocji. I zostawiała bardzo wiele możliwości aktorom. Oni sami mieli zdecydować o tym, które sprawy w postaci są ważne, a które nie. Jaki zmysł aktora ma być wyostrzony, czuły, a o którym można trochę zapomnieć. Trójka aktorów poruszała się na scenie w minimalistycznej przestrzeni zaprojektowanej przez Katarzynę Leks. Trzy plany akcji. Trzy łóżka, laptop, lampy, mikrofony, stojaki, kamery, wspomniana szmaciana lalka. I bardzo dużo kabli, jakby cały ten układ nerwowy przeniósł się na tę niedużą scenę. Do tego migoczące obrazy – projekcje. Ważne i nieważne. Migotały na przemian świątynie i targowiska.
Spróbujmy teraz wyobrazić sobie zupełnie inną sytuację teatralną, w której bohaterowie, wpadają na pomysł, że można by rozmawiać ze sobą jedenastozgłoskowcem. Językiem, który był używany przez Szekspira w jego najsłynniejszych sztukach. Na taki pomysł wpadł Jakub Kasprzak, który napisał scenariusz sztuki Szekspir Fight Show Arena kojarzący klasycznych bohaterów szekspirowskich z bohaterami współczesnego życia. Sztuki Szekspira prawie zawsze bowiem wpisują się w problemy dzisiejszego świata.
Przedstawienie zaczyna się po szekspirowsku:
„Drodzy widzowie, jeśli tu jesteście,
Jeżeli chociaż jeden z was pozostał,
Jesteśmy tylko wtedy, gdy patrzycie.
Bez was nas nie ma. Chcieliście zobaczyć
Jak bohaterzy ze sztuk szekspirowskich
Biją się w klatce, jak cierpią, jak krwawią
I jak zadają w furii obłąkańcze
Ciosy na oślep w absurdalnym starciu.
Oto jesteśmy. Jeśli ktoś mnie słucha,
Jeśli ktoś patrzy... Niech będzie uważny.
To się już nigdy nie powtórzy.
Walczą Koniec”.
Czwórka aktorów Teatru Układ Formalny: Wiktoria Czubaszek, Adam Michał Pietrzak, Przemysław Furdak, Rafał Pietrzak grając wiele postaci, zmieniając kostiumy, style i konwencje, mówiąc uparcie jedenastozgłoskowcem z determinacją intrygują, popisują się, coś dla siebie wygrywają, przegrywają. Jak w sztukach Szekspira. Chcą być najlepsi w popisach aktorskich. Zarówno w udawaniu kolejnych postaci szekspirowskich, jak i małych i dużych zawodników ze sztuk walki MMA. Aktorzy z Teatru Formalnego nie tylko grają. Także z Jakubem Kasprzakiem wspólnie ten spektakl wyreżyserowali.
Łączenie Szekspira z MMA jest dość osobliwe i ryzykowne. Pewnie, że jedni i drudzy zmagają się w swoich sztukach. Jedni na dialogi i argumenty, drudzy na pięści, kopnięcia, faule. Ryzykowna jest taka sceniczna metafora, porównywanie obu aren. Ale jak mówił jeden z bohaterów w sztuce Kasprzaka, była tego lata wyjątkowa okazja, by zrobić ten właśnie spektakl i pojechać z nim na Festiwal Szekspirowski do Gdańska. Zmierzyć się na prawdziwej arenie z innymi spektaklami szekspirowskimi. I zaprezentować swój. Mieli rację! Po XXVI Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku 2022, okazało się, że Wiktoria Czubaszek, główna aktorka w Szekspir Fight Show Arena została laureatką nagrody SzekspirOFF. Zdaniem jurorów „zaprezentowała widzom spektakularną i niezwykle autentyczną przemianę samotnego, wrażliwego młodzieńca w cynicznego i bezwzględnego biznesmena brawurowo przekraczającego etyczne granice”. To uzasadnienie można wzbogacić. I dodać, że Wiktoria Czubaszek najbardziej pieczołowicie, z determinacją i przekonaniem podjęła się bardzo trudnego zadania zmagania się z szekspirowskimi postaciami. I zagrała to ciekawie.
Zresztą całe przedstawienie było inteligentną grą z Szekspirem. Z zaskakującym niejednokrotnie poczuciem humoru. Z gadającymi i piejącymi czaszkami, w których umieszczone były smartfony. Pojawiały się aluzje do takich postaci szekspirowskich jak Julia, Ryszard III, Otello, Klaudiusz, Ofelia, Hamlet, co dodawało znawcom sztuk mistrza ze Stratfordu sporo satysfakcji, jeśli rozpoznawali i role i sztuki. Postaci ze słynnych sztuk szekspirowskich „przemawiały” nierzadko językiem show biznesu. W tekście jest też sporo aluzji osobistych, autorskich. Ktoś, kto zna Jakuba Kasprzaka, bez trudu je rozpozna.
Po tych dwóch różnych przedstawieniach można by o Teatrze Układ Formalny za Szekspirem powtórzyć: „Wiemy czym jesteśmy, ale nie wiemy czym możemy się stać”.
Ewa Mikuła W SIEBIE WSTĄPIENIE. Reżyseria: Marta Streker; scenografia: Katarzyna Leks; kostiumy: Julia Kosmynka; muzyka: Maciej Zakrzewski; światło i projekcje: Klaudia Kasperska. Prapremiera Teatru Układ Formalny z Wrocławia 9 kwietnia 2022 w Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski w Warszawie (koprodukcja: Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu. Premiera wrocławska 19 maja 2022.
Jakub Kasprzak SZEKSPIR FIGHT SHOW ARENA. Reżyseria: Jakub Kasprzak i zespół; scenografia i kostiumy: Maria Mordarska; muzyka: Maciej Zakrzewski; światło/projekcje: Kacper Scheffler. Prapremiera Teatru Układ Formalny z Wrocławia 3 sierpnia 2022 roku na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Premiera wrocławska 7 października 2022.