EN

24.01.2023, 11:50 Wersja do druku

Przeciw przemocy

- Myślę, że przede wszystkim staramy się znaleźć drogę do przerwania kręgu przemocy - mówi Agnieszka Jakimiak, reżyserka spektaklu „Chamstwo”. W rozmowie uczestniczy także Mateusz Atman, współtwórca przedstawienia we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

fot. Filip Wierzbicki / mat. teatru

Agnieszka Jakimiak: „Chamstwo” przykuło moją uwagę przede wszystkim jako rewizja kanonicznego ujęcia polskiego społeczeństwa, które – wbrew temu, czego uczyliśmy się na lekcjach, nie było zbudowane przez królów i szlachtę, ale zostało ufundowane na przemocy w relacji między panem a chamem. Książka Kacpra Pobłockiego to przede wszystkim opowieść o historycznych korzeniach polskiego patriarchatu, ale także opowieść o drogach wyjścia, o strajkach, bezpaństwach, odmowach pracy, wspólnych tańcach i innych formach oporu, które pozwalały przełamać zaklęty krąg przemocy. To książka głęboko feministyczna, która „naprawia” utartą narrację w taki sposób, żeby słyszalne były opowieści o trosce, wsparciu i wspólnotowej alternatywie.

Mateusz Atman: Zafascynował mnie anarchistyczny duch „Chamstwa”. Szczerze mówiąc, przed lekturą nie wiedziałem, że tylko szlachta nosiła miano Polaków, a lud nie tylko się z Polską nie identyfikował, ale się Polaków bał i ich nienawidził. Poczułem, że mój umysł został przez szkołę spolonizowany. Nie tylko mój; nie mieszkamy w „Krainie”, mieszkamy w „Polsce”; nie mówimy w „języku ludowym”, tylko „języku polskim”; pochodzimy od „chamstwa”, ale źle to słowo kojarzymy i mówimy do siebie „proszę pani/pana”, chociaż Szanowne Panie i Szanowni Panowie naszych przodków okradali, przegrywali w karty, gwałcili i „bili do półśmierci”. Perspektywa postkolonialna jest w tym lokalnym kontekście niezmiernie ciekawa – nazwałem ją (parafrazując Fanona) perspektywą „białej skóry i białej maski” – rasistowskiej doktryny białego państwa dehumanizującego białe chamstwo. Lepiej żyć bez takiego państwa; z polskości trzeba się leczyć.

Czym wasz spektakl będzie się różnił od nominowanego do literackiej nagrody Nike eseju Kacpra Pobłockiego?

Mateusz Atman: Podstawowa różnica to tekst – w teatrze jest dużo gadania i ta masa tekstu łączy go z literaturą, jednak mój scenariusz przy cegle Pobłockiego jest cieniutki. Druga różnica to poczucie humoru. Pierwowzór to ponura podróż w przeszłość; tam ludzie są jak zwierzęta, które trzeba „bić do półśmierci”, „więc batem was, kurwy zapamiętałe”; tam Polska to kraj szubienic; tam nie ma żartów, chyba, że, jak w rozpowszechnionej w przeszłości legendzie, pan chce postrzelać do ptaszków i każe wejść babom na drzewa i kukać jak kukułki; strzela do nich i wtedy słychać śmiech. U nas śmiechu jest więcej, jest jaśniejszy, ma funkcje obronne i terapeutyczne, ma być zdrowy.

Agnieszka Jakimiak: W książce dużo uwagi poświęcone jest przemocy, nasz spektakl to przede wszystkim opowieść o pomocy. W trakcie prób szukaliśmy możliwości związania „Chamstwa” ze współczesnością, sprawdzaliśmy, gdzie i jak rezonują tematy podsunięte przez Pobłockiego. Znaleźliśmy do tej układanki własny klucz, w którym osobiste narracje i indywidualne perspektywy pozwalają ten antropologiczny temat zaktualizować. Rozważania aktorów i aktorek dotyczące przemocy w teatrze, patriarchalnej struktury polskich rodzin czy przemocy politycznej wobec kobiet, znajdują odzwierciedlenie w scenariuszu i sprawiają, że żywe doświadczenie wprawia w ruch eseistyczną teorię. Mamy też pewnego rodzaju przewagę nad książką – możemy zapewnić publiczności sensoryczne przeżycie. W scenografii zaprojektowanej przez Mateusza widzowie i widzki siedzą na pieńkach, otoczeni pozostałościami lasu, czują fakturę i zapach drewna, które niedawno tworzyło gęsty las. Poczucie braku ludowych narracji i zerwania więzi z przeszłością, które w książce jest opowiadane, u nas jest doświadczane, dzięki video, muzyce, ruchowej ekspresji i rezygnacji z podziału na scenę i widownię. Publiczność uczestniczy razem z aktorami w zbiorowym seansie terapeutycznym.

Mateusz, powiedziałeś, że „moc dzieli się na przemoc i pomoc”. Dlaczego w waszym spektaklu zdecydowaliście się zrezygnować z przemocy?

Mateusz Atman: To był pomysł Agnieszki. Nie chciała reprodukować przemocy. Jej praktyka wpisuje się w poszukiwanie alternatywy w kulturze zdominowanej przez przemoc. Dla niej ważna jest etyka pracy, procesu prób, ale też odpowiedzialność za wytwarzane treści. Myślę, że Agnieszka dostrzega wiele dystopijnych elementów w otaczającym świecie. Te dystopie to źródło społecznego dramatu i konfliktów, które w naszych spektaklach są silnie obecne, ale domyślne, widzowie przynoszą je w sobie, gdy przychodzą z nimi na spektakl, a my z Agnieszką próbujemy ten konflikt rozładować pokazując, że może nie jest za późno, że inne światy są jeszcze możliwe.

Czym są „chamskie ustawienia”?

Mateusz Atman: Chamskie ustawienia to luźna inspiracja Jungiem i „ustawieniami hellingerowskimi”. Według Junga w zbiorowej nieświadomości dziedziczymy wzorce i zachowania. Eksperymentalne badania na myszach potwierdziły międzypokoleniowe dziedziczenie lęku. Myszy eksponowano na zapach wiśni, łącząc go z elektrycznymi bodźcami lękotwórczymi. Kolejne pokolenie myszy, nie mające żadnego fizycznego kontaktu ze swoimi „straumatyzowanymi” mysimi ojcami, też reagowały lękiem na zapach wiśni. Co ciekawe podobnie reagowały także ich dzieci. Odgrywając ustawienia rozpoznajemy lęk, gniew lub postawę, stan wewnętrzny lub relacje społeczne mające swój pierwowzór na poziomie rodziców, dziadków, nawet kilka pokoleń wstecz. Podstawowym założeniem koncepcji chamskich ustawień jest systemowe spojrzenie na dany temat w aspekcie współzależności pomiędzy członkami danej społeczności. W „Chamstwie” tematem jest duch patriarchatu, który łączy nas z czasami pańszczyzny. To z niego się leczymy. Chamskie ustawienie jest metodą rozpoznania oraz uzdrowienia starego wzorca. Ostatecznie „chamskie ustawienia” to inna, zabawna nazwa na roleplaying i zabawę w terapię teatrem.

Próby do spektaklu składają się m.in. z ćwiczeń z krzykiem i śpiewem. Jaką rolę w spektaklu odegrają taniec i muzyka?

Mateusz Atman: Gdy przeczytałem, że „kołtun to krzyk do środka”, przeczytałem o krzczycy i pokrzyku, o maskach, które trzeba było nosić, by ocalić resztki człowieczeństwa i tłumionych emocjach gniewu, lęku i smutku, których nie należało ujawniać, a sam czułem złość i niezgodę zaledwie przy czytaniu o polskim niewolnictwie, wiedziałem, że tego okrucieństwa nie da się zwerbalizować, opisać, wiedziałem, że trzeba odrzucić słowa i maski, że o tym trzeba krzyczeć. Pomyślałem wtedy o ćwiczeniach uwalniających negatywne emocje i zaproponowałem partytury krzyku: histerycznego, smutnego, gniewnego i radosnego, po których może pojawić się pokrzyk – spokój. Krzykiem zbudowałem dramaturgię scenariusza.

Agnieszka Jakimiak: W spektaklu podążamy kluczem emocji – często tych marginalizowanych, wypartych, uznanych za wstydliwe. Z grupą żeńską i choreografem Oskarem Malinowskim poszukiwaliśmy metod uwolnienia ekspresji, rezygnacji z mówionej narracji i zastąpienia jej afektem albo doświadczeniem cielesnym lub sensorycznym. W języku korzystamy z narracji naszych przodkiń: dotarłyśmy do opowieści, wierszy, rozważań naszych i cudzych babć, ciotek, mam, bliskich i dalszych kobiet. Wykorzystujemy też poezję Anny Świrszczyńskiej do opowiedzenia o kobiecym doświadczeniu ciała i o uwolnieniu się z męskocentrycznej narracji. Ale chcemy odwołać się też do tego, co poza językiem mówionym: do dzikiego i nieposkromionego tańca, do krzyku i do śpiewu, czyli do takich narzędzi, które służyły tworzeniu wspólnoty, uwalniały ból i pozwalały osiągnąć równowagę. Kuba Ziołek pracuje nad stworzeniem warstwy dźwiękowej i muzycznej, która czerpie z ludowszczyzny w nieoczywisty sposób – pozwala wydobyć ton z drewnianych pieńków albo stworzyć kanon z odgłosów uznawanych za „nieobyczajne”. Odwołujemy się przy tym także do warstwy wizualnej – w kostiumach projektowanych przez Ninę Sakowską chodzi o przewrotną zabawę z folkiem (stąd odwołania do słowiańskich wierzeń), ale też o przekraczanie typowej dystrybucji ról płciowych, a czasem gatunkowych. Dlatego w kostiumie męskim znajdziemy spódnice i elementy zwierzęce, a w kobiecych strojach – zabawne nawiązania do motywów kapłańskich, szamańskich i szatańskich.

Tworzycie twórczy kolektyw. Skąd wziął się ten pomysł i na czym polega ta współpraca?

Mateusz Atman: Pomysł wziął się z miłości do muzyki. Zespoły muzyczne są postrzegane jako zespoły, funkcjonują razem, pod wspólną marką i nazwą, nikt nie podważa grupowego charakteru pracy. Oczywiście są też liderzy i kompozytorzy, ale Beatlesi to Beatlesi. Teatr też jest zespołowy, nad spektaklem pracuje mnóstwo osób, tymczasem media widzą reżysera jako autora spektaklu. W rzeczywistości teatru autorskiego jest malutko. Przez lata starałem się pracować z tą świadomością, pokazać, że można też myśleć inaczej i nie napinać się na figurę „wielkiego twórcy”. To bardzo folwarczny i autokratyczny model pracy, który nie ma pokrycia w rzeczywistości. Gdy nie reżyseruję, robię kilka innych rzeczy naraz. Nie pracuję jako podwykonawca reżyserskich pomysłów.

Jak podzieliliście się zadaniami w pracy na spektaklem „Chamstwo"?

Agnieszka Jakimiak: W „Chamstwie” wiele funkcji jest w rękach Mateusza – to on jest odpowiedzialny za całą warstwę wizualną, czyli scenografię, światła i video, ale też za scenariusz. Stworzenie tekstu teatralnego na podstawie antropologicznego eseju o historii jest gigantycznym wyzwaniem i myślę, że decyzja Mateusza, żeby podjąć się tej pracy była pod każdym względem brawurowa: pracujemy nad dwoma spektaklami w jednym, więc do napisania były dwa scenariusze, w dodatku w dużej mierze przepisywane w trakcie prób i wielokrotnie zmieniane względem wątków pojawiających się na bieżąco i osobistych narracji, do których odwołujemy się w spektaklu. Jestem pod wielkim wrażeniem ostatecznego tekstu, który Mateusz napisał dla spektaklu i miałam poczucie, że realizowanie go na scenie to wielka teatralna przyjemność. Tekst ma autorski charakter i wyrazisty styl, ale rezonują w nim wszystkie istotne tropy, które pojawiały się w procesie, a jego lekkość i zadziorność zdzierają patos z trudnego tematu, ale nie pozbawiają go wagi, wprost przeciwnie. Scenariusz jest zbudowany z obrazowych metafor i znaczeniowych sprzężeń między tym, co teoretyczne a osobistym doświadczeniem historii naznaczonej nierównością i przemocą. Kolejne tematy wybrane przez Mateusza konkretyzują się w scenicznym działaniu – jak w wypadku sceny „Lekcja anatomii patriarchatu”, gdzie głowa rodziny jest rozkładana na części pierwsze, żebyśmy mogli dotrzeć do jej sedna, skażonego przez szlachecką obsesję władzy. Moje zadanie reżyserskie i dramaturgiczne – które w wypadku tak obszernego i skomplikowanego tematu byłoby zazwyczaj absurdalnie trudne - zostało w dużej mierze ułatwione dzięki materiałowi przygotowanemu przez Mateusza.

Czy w „Chamstwie" skupiacie się na traumach, czy szukacie też pozytywnego rozwiązania?

Agnieszka Jakimiak: Myślę, że przede wszystkim staramy się znaleźć drogę do przerwania kręgu przemocy. Ale to nie znaczy, że unikamy trudniejszych momentów, przedstawiamy punkty społecznych i historycznych napięć i z przytupem i ironią wyśmiewamy tych, którzy nadużywali władzy. Nie sądzę, żeby teatr był od produkowania pozytywnych scenariuszy, ale na pewno może być miejscem, w którym pozwalamy sobie na histeryczny śmiech, ostrą ironię i na stworzenie chwilowej radykalnej alternatywy dla utrwalonego społecznego porządku.

Źródło:

Materiał nadesłany