EN

2.11.2022, 08:40 Wersja do druku

Mistyczne widowisko ze świata, który przestał istnieć

„Sztukmistrz z miasta Lublina” wg  Isaaca Bashevisa Singera w reż. Witolda Mazurkiewicza w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Dorota Koperska / mat. teatru

Dziś w debacie publicznej chętnie podkreśla się straty, jakie polskie społeczeństwo i kultura poniosły w czasie drugiej wojny światowej. Spektakl „Sztukmistrz z miasta Lublina” w bielskim Teatrze Polskim przypomina wielowiekową obecność na ziemiach naszego kraju kultury żydowskiej, pokazuje jak była bogata, przesycona duchowością, rytualnym folklorem. Libretto Michała Komara i Jana Szurmieja, słowa piosenek Agnieszki Osieckiej, muzyka Zygmunta Koniecznego uzmysławiają, że świat, który Isaac Bashevis Singer utrwalił w powieści napisanej już po wojnie, wciąż pozostaje żywy w naszej pamięć.

Witold Mazurkiewicz, reżyser przedstawienia a zarazem dyrektor bielskiej sceny, po raz kolejny dowiódł jak utalentowanym zespołem kieruje. Niemal wszyscy aktorzy Teatru Polskiego występują na scenie. Powstało widowisko godne niejednego muzycznego teatru. Wszyscy wykonawcy, niczym jeden organizm, bez niepotrzebnego gestu, śladu chaosu, tworzą mistyczną aurę świata chasydów sprzed wieku. Szczególnie jednak zwracają uwagę Tomasz Lorek (Kantor), wiodący głos w prawie każdej scenie, i Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt (Ester, Kataryniarz), brawurowo i przejmująco śpiewająca na przykład „Oczy tej małej”. Całości smaku dodają muzycy, a w szczególności dwaj skrzypkowie, którzy podkręcają atmosferę także takimi sztuczkami jak przerzucanie się smyczkami w trakcie gry.

Śledzimy losy Jaszy (Mateusz Wojtasiński), tytułowego sztukmistrza z Lublina, który wyrzekł się nakazów życia ortodoksyjnych żydów, by realizować pasję – sztukę magiczną. Nie tylko nie nosi pejsów, ale kocha nie jedną kobietę, dziś zostałby pewnie nazwany osobą o orientacji poliamorycznej. Jego wybranki ślepo za nim kroczą, na swą zgubę. Taki obraz kobiet jest z jednej strony dosyć naiwny, ale z drugiej może na tym polega życie, żeby łapać momenty bezgranicznego szczęścia.

Trochę razić może nadmiar cielesności w przedstawieniu: Wojtasiński wciąż pręży spod koszuli nagi tors, Anna Guzik-Tylka (Emilia) w jednej ze scen pozostaje w wyzywającym body, podobnie prezentują się Marta Gzowska-Sawicka (Zewtel), czy Anita Jancia-Prokopowicz (Rejca, Tancerka), co wydaje się niczym nieumotywowane. Od takich mankamentów odwraca uwagę to, w jaki sposób Wojtasiński czy Oriana Sojka (Magda) opanowali sztukę iluzji. Triki ogląda się z dziecięcą uważnością i nie sposób odkryć ich sekretów.

Mimo że Jasza poświęcił życie dla sztuki, nie mógł myśleć o spokojnej starości. Historia sztukmistrz z miasta Lublina nie kończy się happy endem, ciało traci sprawność, problemy nawarstwiają się, doprowadzając go do śmierci. Może to być ostrzeżenie przed życiową rozrzutnością. Czyż pandemia zrewidowała sytuację dzisiejszych artystów w podobny sposób?

„Sztukmistrz z miasta Lublina”
na podstawie powieści Isaaca Bashevisa Singera
libretto: Michał Komar, Jan Szurmiej
songi: Agnieszka Osiecka

Źródło:

Materiał własny