23 stycznia 1905 r. urodził się Konstanty Ildefons Gałczyński, autor „Zaczarowanej dorożki”, „Listów z fiołkiem”, „Teatrzyku Zielona Gęś”, „Kronik olsztyńskich” – poeta pokoleń. Potomek kolejarzy, którzy – przed wynalezieniem kolei – „chodzili po polach w białych szatach i grali na okarynach” – jak to ujął poeta.
"Każde pokolenie miało swojego Gałczyńskiego. Jego wiersze liryczne nadal trafiają prosto do serca. Ale zadziwia aktualność jego twórczości satyrycznej. Diagnoza Polski i Polaków zawarta w Zielonej Gęsi chyba jeszcze długo pozostanie aktualna" - powiedziała PAP Anna Arno, autorka książki pt. "Niebezpieczny poeta" (2013). "Na pewno bywał koniunkturalistą, potrafił schlebiać każdej władzy, ale także każdy rząd podgryzać. Na dnie tego wszystkiego jest szalenie trzeźwy i prawdziwy osąd rzeczywistości. Może najbardziej widać to właśnie w Zielonej Gęsi" - dodała.
"Wyrafinowany (angielscy badacze używają w podobnym przypadku określenia sophisticated) charakter nonsensu Gałczyńskiego, pozwala na zestawienie z symbolizującym współcześnie ten rodzaj twórczości i cieszącym się dużą popularnością Latającym Cyrkiem Monty Pythona, stworzonym w latach 60. przez grupę brytyjskich komików, będących absolwentami najlepszych w Anglii uniwersytetów: Oxfordu i Cambridge" - napisała literaturoznawczyni Maria Tarnogórska w rozprawie pt. "Gałczyński i Monty Python? O nową interpretację Zielonej Gęsi" (2016). "Literatura, sztuka i historia tworzą więc podstawowe źródło konceptów zarówno pythonowskiego, jak i zielonogęsiowego humoru, nadając mu cechę elitarności, charakterystycznej dla inteligenckiej kultury śmiechu" - oceniła. Przypomniała, iż w wielu skeczach Monty Pythona pojawia się gęś. "Wprawdzie nie zielona, lecz — zgodnie z zasadą nonsensownej dziwności — gęś pantomimiczna lub Królewska Kanadyjska Gęś Konna" - dodała Maria Tarnogórska.
"Denerwował mnie wielokrotnie, bo to był wariat" - napisał o Gałczyńskim Stefan Kisielewski w "Abecadle Kisiela" (1990). "Myśmy mieszkali pod nimi w Krakowie ze dwa lata. On jak nie pił wódki, to pił masę kawy. Zaczynał rano - po kilkanaście czarnych kaw potrafił wypić i był szalenie podniecony. Jak był podniecony, to musiał z kimś rozmawiać. Przychodził do nas. Przychodzi i mówi: Słuchaj, ty jesteś muzyk. Ja mówię: Tak. No więc Bach, Ja mówię: No Bach, to co. Geniusz? Ja mówię: Tak. No to mów. Co ci będę mówił, ja nie mam czasu. Mów! Bach! Bach! Bach!. W ogóle szaleniec był zupełny, zabawny człowiek. Ale wielki poeta" - opowiadał Kisiel.
"Każdy pierworodny syn z naszego rodu miał na imię Konstanty i był kolejarzem" - wspominała rozmowy z ojcem Kira Gałczyńska (1936-2022). "A co było przed wynalezieniem kolei?" - pytała. "Wtedy oczywiście pracowali w trakcji dyliżansowej" - odpowiadał. "A jak nie było dyliżansów?" - dociekała córka poety. "Wtedy chodzili po polach w białych szatach i grali na okarynach" - wyjaśnił córce Konstanty Ildefons Gałczyński.
Autor "Teatrzyku Zielona Gęś" urodził się 23 stycznia 1905 r. jako pierworodny syn Konstantego Gałczyńskiego, technika kolejowego i Wandy Cecylii z Łopuszyńskich. Naukę zaczął jako siedmiolatek w Szkole Technicznej Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej przy ulicy Chmielnej. Zapowiadającą się dobrze karierę kolejarską przerwała I wojna światowa - po jej wybuchu rodzina Gałczyńskich została ewakuowana do Moskwy. Tam 9-letni Konstanty Ildefons zainteresował się literaturą, teatrem i muzyką - zaczął grać na skrzypcach. Koleje losu w 1918 roku zawróciły go do Warszawy. Do tematyki kolejowej Gałczyński jednak wracał rzadko - to nie on bynajmniej napisał "Lokomotywę" (1932) Tuwima (choć byli zaprzyjaźnieni) - za to w pażdziernku 1948 roku opublikował w "Odrodzeniu" wiersz pt. "Rzucam kwiaty na tor". "Rzucam kwiaty na tor, / którym przejeżdża rewolucja. / Panna roztropna. / Słońce sprawiedliwości. / Amen" - napisał był wówczas. Tadeusz Stefańczyk na portalu culture.pl (2003) przypomniał, że "czapką do ziemi, po polsku" Władysław Broniewski (1897-1962) kłaniał się rewolucji pażdziernikowej dopiero trzy lata później, wierszem w tomiku "Nadzieja".
W 1923 r. Gałczyński podjął studia - filologia klasyczna i angielska - na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracował w tym czasie z tygodnikiem "Cyrulik Warszawski". Za jego debiut uznaje się powieść poetycką "Porfirion Osiełek cyli Klub Świętokradców" (1929). Na studiach obijał się, aż wreszcie został powołany do wojska, gdzie zasłynął jako symulant i obibok, choć też - dzięki poczuciu humoru i znajomości z Julianem Tuwimem (1894-1953), który wykorzystywał wszelkie swoje kontakty dla ratowania kolegi - wiele uchodziło mu na sucho. Zaczął służbę w podchorążówce, ale po sześciu tygodniach został z niej karnie usunięty i, jako zwykły szeregowiec, trafił do jednostki wojskowej w Berezie Kartuskiej gdzie odbył służbę organizując wojskowy teatr.
Atmosferę młodości Gałczyńskiego oddał Zbigniew Uniłowski (1909-37) w powieści "Wspólny pokój" - ukrył go w postaci Klimka Paczyńskiego, który mówi do młodych i biednych kolegów po piórze: "Nie mamy idei, nie mamy czego się trzymać. Każde młode pokolenie literackie dawało coś nowego, my, niby ci najmłodsi, nie mamy nic, nie przedstawiamy sobą nic". Prowadzący "Wiadomości Literackie" Mieczysław Grydzewski (1894-1970) nie chciał drukować Gałczyńskiego, nie poznał się na nim. "A jeżeli ktoś nie był pupilkiem środowiska Wiadomości Literackich, to praktycznie nie miał szans na karierę literacką w XX-leciu międzywojennym" - oceniła Anna Arno.
Młodzi literaci, zazdroszczący sławy Skamandrytom, założyli w 1927 roku grupę poetycką "Kwadryga", do której należał także Gałczyński. W Warszawie Kocio, jak go nazywali przyjaciele, szybko zapracował sobie na miano legendy cyganerii. Opowiadano, że po pijaku jeździł po mieście ślubną karetą zaprzężoną w cztery konie, że zapukał do obcych ludzi i zdołał ich przekonać, żeby go przenocowali, że przechadzał się po mieście w wieńcu laurowym, czarnej pelerynie i niebieskich okularach. Jednak wiosną 1929 roku Gałczyński, ku zdziwieniu przyjaciół spoważniał i zaczął wymigiwać się od libacji. Jak się okazało, powodem abstynencji była miłość.
1 czerwca 1930 roku Konstanty poślubił w soborze metropolitalnym Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny w Warszawie (al. Solidarności 52) Natalię Awałow. Państwo młodzi przyjechali do świątyni tramwajem, zrezygnowali z przyjęcia i po uroczystości udali się do wesołego miasteczka.
Zachowało się wiele listów poety do "Srebrnej Natalii", której poświęcił wiele wierszy. Nazywał ją w nich dziesiątkami imion - była Natusią, Pawlikiem, Bociankiem, Natą, Ptaszkiem. Adresatka pieczołowicie je przechowywała, w przeciwieństwie do autora, który do wszystkich swoich rękopisów miał stosunek mało troskliwy - darł je i wyrzucał. "Natalia wydobywała je z kosza na śmieci, kleiła i prasowała, a poeta patrzył na te zabiegi z pobłażliwym uśmiechem" - wspominała córka Kira Gałczyńska.
Przez kilka lat młode małżeństwo biedowało. Gałczyński nie miał stałego zajęcia. W 1935 roku Stanisław Piasecki (1900-41) założył tygodnik "Prosto z mostu" z założenia mającego skupiać twórców, którzy z różnych względów nie należeli do koterii "Wiadomości Literackich". Na początku pismo nie było zorientowane politycznie, przez pewien czas współpracował z nim nawet Gombrowicz, publikowali m.in. Jerzy Andrzejewski, Teodor Parnicki, Kazimiera Iłłakowiczówna i Roman Tomczyk. Szybko okazało się jednak, że "Prosto z mostu" dryfuje w stronę orientacji prawicowej, narodowej. Piasecki, który lansował wizję "katolickiego państwa narodu polskiego" postrzegał Gałczyńskiego jako gwiazdę swojego pisma, doprowadził do druku jego pierwszego tomiku wierszy ("Utwory poetyckie", 1937), przyznał mu redakcyjną nagrodę.
"Gałczyński nie miał temperamentu politycznego, ale też łatwo było mu się podporządkować, napisać tekst na zamówienie" - powiedziała Anna Arno. "Wyczuwał, że aby się utrzymać w +Prosto z mostu+, być gwiazdą tego pisma, konieczne są pewne deklaracje ideologiczne. Za promocję zapłacił napisaniem kilku nieładnych tekstów" - przypomniała. W 1936 roku poeta opublikował "List do przyjaciół Prosto z mostu", w którym wspomniał o swojej pogardzie dla "wyszachrowanej po gudłajsku sławy", atakuje "sutenerów poezji", którzy "zepchnęli ją w cień swojej synagogi". O środowisku "Wiadomości literackich" pisał: "poezja wasza to były tylko słowa i talmudyczny, kabalistyczny kult słowa, straszącej izraelickiej abstrakcji". Zdaniem Anny Arno, "List do przyjaciół…" powstał chyba na fali żalu wobec środowiska "Wiadomości Literackich", które się na Gałczyńskim nie poznało, ale "widać w tym tekście także zwykły koniunkturalizm wobec Piaseckiego".
"Ze wszystkich (…) poetów popieranych przez Pr. z mostu jest tylko jeden, któremu z czystym sumieniem można miano to przyznać: To Konstanty Gałczyński, niewątpliwie poeta b. zdolny, choć typowo eklektyk i facet zmanierowany do ostatecznych granic" - ocenił w 1937 roku Stefan Kisielewski.
W 1939 roku jako żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza na granicy wschodniej Gałczyński dostał się 17 września do niewoli sowieckiej i trafił do obozu w Kozielsku. Fakt, że podczas służby wojskowej w latach 20. usunięto go karnie z podchorążówki, ocalił mu życie. Sowieci zatrzymali polskich oficerów - których potem zamordowali m.in. w Katyniu - natomiast szeregowców, m.in. Gałczyńskiego, przekazaali Niemcom. Tak poeta trafił do niemieckiego obozu przejściowego, stalagu w Altengrabow. Czas wojny spędził w niewoli pracując m.in. w fabryce amunicji, odlewni żelaza.
Kilkuletnia rozłąka z Natalią podczas niewoli, pchnęła go w ramiona innych kobiet. Gałczyński miał jednocześnie trzy romanse i z każdą kochanką chciał się żenić. Niemal jednocześnie oświadczył się uwolnionej z Oświęcimia Lucynie Wolanowskiej, która urodziła mu syna, młodej poetce Marucie i Neli Micińskiej - wciąż będąć mężem Natalii, do której ostatecznie wrócił. W marcu 1946 r. Gałczyńscy zamieszkali w Krakowie w słynnym Domu Literatów na Krupniczej. Poeta rozpoczął współpracę z "Przekrojem", odnowił kontakt ze "Szpilkami", publikował też w "Tygodniku Powszechnym" i w warszawskim "Odrodzeniu". W "Przekroju" ukazywały się "Listy z fiołkiem" oraz purnonsensowe "Zielone Gęsi". Te ostatnie wywołały zarówno entuzjazm jak i oburzenie - z wielu stron.
"Postępowa" młodzież zetempowska domagała się od autora postawy zaangażowanej w problematykę czasu, "prawdziwi Polacy" protestowali przeciwko szarganiu świętości narodowych.
"Coraz bardziej – strach wyznać – Gałczyński tonie obecnie w produkcji tandety. Produkuje mianowicie bełkot. Bełkot czasem ekscentryczny, czasem pomysłowy i oryginalny, czasem trywialny, najczęściej jałowy, moralnie i intelektualnie nijaki, merytorycznie żaden, z punktu widzenia czystej sztuki czy nawet tej jej formy, jaką jest humor abstrakcyjny – bez wartości" - napisał Stefan Kisielewski w "Tygodniku Warszawskim" (1946). "Bełkot pisanych dla pieniędzy Zielonych Gęsi i Listów z fiołkiem, na które otrząsa się cała myśląca i artystycznie wrażliwa Polska, bełkot poety, wytrąconego ze swej linii, zdetronizowanego, zagubionego w wojennej zawierusze, biorącego rozbite ułamki nawyków myślowych i słownych, donikąd skierowane pchnięcia satyryczne, resztki starych nastrojów i nastroików za coś, z czym można stanąć przed surową, wymagającą epoką powojenną" - ocenił.
Gałczyński próbował też pisać zgodnie z socrealistycznymi dyrektywami, wychwalał nową rzeczywistość jak umiał - za co również zbierał cięgi. "Dotychczas myśleliśmy, żeś ty tylko idiota… który chcesz tanim kosztem idiotycznych wierszydeł zdobyć sławę w demokracji ludowej. Lecz teraz wiemy, żeś zdrajcą… którego dziw, że ziemia ta święta, umęczona nosi na sobie. Żyj dalej i pisz swoje hymny pochwalne dla Moskwy; za dzieci, za mękę i śmierć Polaków na Syberii, Uralu. Za odebranie nam wolności myśli i czynów… pisz zdrajco, za krwawy pot naszych robotników pracujących ponad normę dla wielkiej Rosji… pisz peany na jej cześć. A przecież kiedyś będziemy mogli napluć ci publicznie w gębę" - napisano w anonimie przysłanym do "Przekroju" po publikacji wiersza pt. "Dwie gitary" (1946).
W czerwcu 1950 r. na zjeździe literatów Adam Ważyk (1905-82) w programowym referacie poddał twórczość Gałczyńskiego druzgoczącej krytyce. Wezwał, by "ukręcił łeb temu rozwydrzonemu kanarkowi, który się zalągł w jego wierszach". "Cóż, kanarkowi łeb można ukręcić, ale wtedy wszyscy zobaczą klatkę. Co zrobić z klatką, koledzy?" - Gałczyński mógł wówczas skomentować atak Ważyka jedynie wypowiedzią w kuluarach. Ostatecznie poetę zmuszono do samokrytyki, co bardzo ciężko przeżył. Próbując przystosować się do poetyki socjalistycznej napisał jeszcze m.in. "Poemat dla zdrajcy" - o Czesławie Miłoszu, który w lutym 1951 roku wystąpił o azyl do władz francuskich.
W ostatnich latach życia poety powstał tomik "Wit Stwosz" inspirowany ołtarzem Mariackim. Gałczyńscy często odwiedzali mazurską leśniczówkę Pranie, gdzie powstały "Kroniki olsztyńskie". Z Nieborowem, gdzie poeta także często bywał, związany jest z kolei poemat "Niobe".
6 grudnia 1953 roku Gałczyński miał zawał, którego nie przeżył. Grób poety znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
"Był za życia i pozostał po śmierci poetą osobnym. Oznacza to (względną) niezależność, oryginalność, popularność, ale też może oznaczać cięgi zbierane choćby za służalstwo, sprzedajność, zdolność mimikry, przefarbowywania się, błazenadę - słowem: za bezideowość - praktycznie z każdej strony" - napisał Tadeusz Stefańczyk. "Gałczyński zawzięcie i chytrze lawirując na polu minowym, szukał guza i ten taniec okazał się dla niego zabójczy" - ocenił.
"Ja twierdzę, że był lepszym poetą przed wojną niż po wojnie. Ten jego przedwojenny zbiór Utwory poetyckie jest znakomity. To Stanisław Piasecki z Prosto z mostu go zainspirował. Natomiast te różne Niobe i tak dalej po wojnie, to już z niego Eile wyduszał" - napisał Kisielewski w swoim "Abecadle". "Mam jego cztery tomy zbiorowe - to jest historia polskiej inteligencji, ostatnie pięćdziesiąt lat. Genialne wiersze - niektóre" - podkreślił. "Ale z nim rozmawiać, to była ciężka rzecz" - przypomniał.