"Wyzwolenia" Magdy Drab w reż. Piotra Cieplaka z Teatru Modrzejewskiej w Legnicy na 60. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Tomasz Domagała na stronie DOMAGAŁAsięKULTURY.
Wyzwolenie Wyspiańskiego rozgrywa się na scenie teatru krakowskiego. Oto około siódmej wieczorem wkracza na nią bohater, Konrad. Na razie jest na owej scenie sam, widzi jakichś ludzi pod ścianą, którzy nasłuchują, jak on rozpowiada. Gdyby pozwolić sobie na ekstrawagancję i przeczytać Wyzwolenie jako sequel Wesela, można by powiedzieć, że do milczącej i zatrzymanej w ruchu bronowickiej wspólnoty przybywa nowy gość. Przybywa – podobnie jak duchy II części – z przestrzeni symbolicznej, z tą tylko różnicą, że nie historycznej, a literackiej. Konrad to nasz narodowy, literacki bohater, „sól” mickiewiczowskiej i romantycznej myśli, kapłan naszej narodowej mszy – „Dziadów”. Przychodzi przekuć bezruch w czyn – dojść i wniść, a mocą rozeprzeć wrota oraz dokonać wyzwolenia: narodu spod jarzma okupantów, narodu od własnej bierności i gnuśności, wreszcie wyzwolenia od romantycznego paradygmatu, co mogłoby pociągnąć za sobą wyzwolenie się od narzuconej sobie roli, misji oraz własnego mitu.
Jako że wszystko to ma się odbyć na scenie teatru, a więc w sferze symboli, na scenie pojawiają się Muza i Reżyser, by pomóc wcielić Konradowi jego pomysł w życie. Publiczność stanowią nie tylko ludzie pod ścianą, lecz także my – czytelnicy tekstu lub też widzowie teatru, aktualnie wystawiającego Wyzwolenie. Konrad, niestety, nie wie, jak się do swojej misji zabrać – miota się po scenie, szuka rozwiązań na gorąco, ma jakąś ideę, ale brak mu sprecyzowanych pomysłów na jej realizację… sztuka więc, którą oglądamy, jest inscenizowaną improwizacją. Pierwszym pomysłem Konrada jest spektakl Polska współczesna. Mamy zobaczyć, kim tak naprawdę jesteśmy, przejrzeć się w symbolicznych postaciach, które są naszymi – społeczeństwa, symbolizowanego przez teatralną publiczność – sztandarowymi przedstawicielami.
Potem przychodzi czas na myślenie, bo – jak pisał autor w innym swoim arcydziele, powstającym zresztą równolegle z Wyzwoleniem – Studium o Hamlecie: W Polsce zagadką Hamleta jest to, co jest w Polsce do myślenia. Obrazem tego procesu wydaje się akt II, w którym Konrad polemizuje z Maskami, będącymi w istocie uosobieniem rozmaitych obecnych w sferze publicznej poglądów. Z niego to narodzi się myśl Konrada, a może nawet przekonanie, że za taki, a nie inny obraz ludzi pod ścianą odpowiada Geniusz, będący symbolicznym alter ego Mickiewicza, czyli – całej polskiej tradycji romantycznej. W III akcie Konrad uzyska samoświadomość, odkryje tragedię swojego pochodzenia (sam przecież jest symbolicznym uosobieniem tej tradycji), po czym wypędzi Geniusza, próbując w ten sposób wyzwolić widzów, naród, a wreszcie samego siebie od romantycznej trucizny. Niestety, nie zauważa, że spektakl w pewnym momencie się kończy.
Pozostaje na scenie, na wieki uwięziony we własnym,
obciążonym dziedzictwem Geniusza, micie. Teatr pustoszeje, a Konrad
wciąż na scenie – ucieczki z tego teatru nie ma. Dramat ten jest bardzo
trudny, znając więc już trochę opinii na temat współczesnej jego
(nie)komunikatywności, postanowiłem dokonać jego streszczenia, żeby
lepiej można było zrozumieć zabiegi adaptatorskie w spektaklu Teatru
Modrzejewskiej.
U Piotra Cieplaka, w spektaklu wg przepisanego przez Magdę Drab Wyzwolenia, Konrada gra właśnie… Magda Drab. Pomysł to niezwykle ciekawy, gdyż Polska współczesna jest przecież u Wyspiańskiego konceptem Konrada. Na skutek więc tego zabiegu Konrad staje się nie tylko prawdziwym autorem scenicznego świata, lecz musi się też współczesnym Maskom z niego tłumaczyć (co różnie można interpretować). Jest w tym zaś dużo bardziej wiarygodny, gdy naprawdę jest jego autorem. Zabieg ten ma jeszcze jedną konsekwencję: pozycjonuje ludzi pod ścianą (zespół aktorski) wobec Konrada (aktor). Spektakl taki jest wtedy oparty na relacjach między podmiotem indywidualnym a podmiotem zbiorowym. Biorąc pod uwagę, że oglądamy jeden z najlepszych zespołów teatralnych w Polsce, przyglądanie się ich zbiorowej pracy to prawdziwa przyjemność. Kilkanaście osób, z chirurgiczną precyzją odtwarzając różnego rodzaju choreografie, tworzy sceniczny świat, zamknięty w niepozornym, stereotypowym m4 z wielkiej płyty, żeby w jednej chwili, napotykając Magdę Drab, autorkę i główną bohaterkę spektaklu, niczym ławica ryb wobec napotkanego wielkiego mieszkańca oceanu – znaleźć się w opozycji do niej, kreując kluczową dla spektaklu rozmowę jednostka – zbiorowość. To kolejna odsłona wielkiego aktorskiego rzemiosła. Umiejętność zespołowej gry jest chyba najtrudniejsza. Wymaga bowiem od aktorów całkowitego wycofania ego, podporządkowania się celom nadrzędnym, jakiejś wspólnej sprawie. Oglądając kaliski spektakl, pomyślałem, że w prawdziwej polskiej rzeczywistości mamy z tym ogromny problem. Teatr Modrzejewskiej jednak pokazuje, że nie jest to zupełnie niemożliwe. Brawo.