„Once on this Island. Kiedyś na wyspie” Stephena Flaherty'ego w reż. Agnieszki Płoszajskiej w Studium Wokalno-Aktorskim im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Pisze Beata Baczyńska w „Gazecie Świętojańskiej".
„Once on This Island” to tytuł znany wielbicielom musicali, choć nie należy do grupy tych najbardziej popularnych. Po raz pierwszy pojawił się na Broadwayu w 1990 r., a następnie na West Endzie w 1994 i tam zdobył prestiżową nagrodę Laurence Olivier Award dla najlepszego nowego musicalu. Na Broadway powrócił w 2017 r., znów zachwycił widzów i krytyków i zdobył kolejną nagrodę – Tony za najlepsze wznowienie. Teraz musical Lynn Ahrens z muzyką Stephena Flaherty’ego możemy zobaczyć w Gdyni jako świetny spektakl dyplomowy studentów Państwowego Policealnego Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej.
Opowieść o pięknej wyspie i miłości wieśniaczki Ti Moune wybrzmiewa w zaaranżowanym na scenie schronie. To subtelne, ale wyraźne nawiązanie do wojny na Ukrainie i setek osób, które w takiej przestrzeni spędzały kolejne dni. Gdy rozlega się przeraźliwe wycie alarmu lotniczego, ludzie zbierają się w jednym miejscu, w fizycznej bliskości innych szukając wsparcia. W grupie jest też mała dziewczynka, którą starają się uspokoić, oderwać jej myśli od dramatycznej rzeczywistości i to właśnie dla niej jest ta historia i ona stanie się w dalszej części spektaklu małą Ti Moune. Bardzo dobrze radzi sobie z tą rolą 10-letnia Jana Jachimek, która wystąpiła w spektaklu premierowym.
Treść musicalu można określić jako karaibską wersję „Małej syrenki”. Tytułową wyspą rządzą bogowie: Asaka – Matka Ziemia, Erzulie – Bogini Miłości, Agwe – Bóg Wody i Papa Ge – Bóg Śmierci. Dziewczynka uratowana z powodzi przez Agwe zostaje adoptowana przez parę wieśniaków. Kiedy dorasta, zaczyna się zastanawiać nad powodem swojego ocalenia i celem boskich działań. Skłania tym samym obserwujących ją Erzulię i Papa Ge do zakładu, który z nich jest silniejszy: Miłość czy Śmierć?
Bogowie stawiają więc na drodze Ti Moune Daniela, jednego z grupy zamożnych mieszkańców tej wyspy. Wypadek samochodowy, któremu za boską interwencją ulega młodzieniec, sprawia, że dziewczyna staje się jego opiekunką i bezgranicznie w nim zakochuje. Gdy Bóg Śmierci przybywa zabrać Daniela, Ti Moune ofiarowuje swe życie, aby ocalić ukochanego. A kiedy rodzina zabiera ciągle nieprzytomnego chłopaka do domu, ona wyrusza w trudną i daleką drogę na drugi koniec wyspy, tam, gdzie mieszkają bogacze, bo wierzy, że tylko ona ocali i uleczy Daniela. Pokonuje wszystkie przeszkody, dociera do ukochanego, uzdrawia go i całym sercem wierzy w jego miłość.
Jednak ta historia nie ma happy endu, bo młody Beauxhomme decyduje się na dawno zaaranżowane małżeństwo z Andreą, osobą z jego sfery. Papa Ge daje Ti Moune jeszcze jedną szansę na ocalenie życia – musi zabić Daniela, ale dziewczyna nie ma siły dokonać tego czynu z powodu miłości, która okazuje się silniejsza od śmierci. Wszyscy bogowie są poruszeni jej postawą i zamieniają ją w drzewo, które niszczy bramę rezydencji i na zawsze likwiduje bariery między społecznymi grupami żyjącymi na wyspie. Zamknięta klamrą lotniczych syren historia nieszczęśliwej miłości Ti Moune ma jednak pozytywny wydźwięk, bo pokazuje siłę miłości i siłę opowieści, które czynią świat lepszym.
Reżyserka Agnieszka Płoszajska w bardzo interesujący sposób zbudowała spektakl, wykorzystując i jednocześnie eksponując możliwości dyplomantów. Dobrze poprowadzeni młodzi artyści wywiązali się ze swoich zadań aktorskich bez problemu. Przedstawienie jest spójne, czytelne i pomysłowe, przygotowane z dużą świadomością. Ciekawe są rozwiązania sceniczne, jak deszcz z folii malarskiej, samochód zbudowany z kilku osób, czy drzewo-drabina, prezentowane na tle nawiązującej do wyglądu schronu scenografii Moniki Ostrowskiej.
Jednak najważniejsi w tym spektaklu są młodzi artyści, którzy świetnie zaprezentowali się na scenie i to nie tylko indywidualnie, ale jako zespół. Widać zgranie grupy, świadomość własnej roli i miejsca na scenie. Przedstawienie dzieje się często na wielu planach, bo nie jest tylko skupione na postaciach w danej scenie pierwszoplanowych, ale także na tym, co dzieje się w tle, z boku. Jest pełne zaangażowanie w ruch sceniczny i swoboda w realizacji świetnej choreografii Michała Cyrana. Warto też podkreślić bardzo dobre przygotowanie wokalne dyplomantów, za które odpowiedzialne były Hanna Woźniak i Renia Gosławska (przygotowanie chórów). Szkoda, że za sprawą akustyki zdarzały się momenty, kiedy trudno było usłyszeć śpiew.
Po tym spektaklu warto zapamiętać kilka nazwisk, bo niewątpliwie zobaczymy je jeszcze na wielu teatralnych afiszach. Przede wszystkim na uwagę zasługuje Julia Duchniewicz (Ti Moune). Obdarzona pięknym, jasnym głosem młoda artystka była w swojej roli pełna radości i energii. Potrafiła oddać grą aktorską naiwność młodej dziewczyny, ale też jej głębokie zaangażowanie, miłość i cierpienie. Interesująco zabrzmieli na scenie Patrycja Jurek (Papa Ge), Julia Łukaszewicz (Erzulie) i Maciej Badurka (Daniel). Dobrze zaprezentowali się także pozostali dyplomanci: Ewa Mociak (Euralia), Oliwia Drożdżyk (Dziewka), Julia Bednarz (Szamanka), Karolina Kochańska (Andrea), Julia Łukaszewicz (Erzulie), Julia Pawlak (Asaka), Kacper Jura (Majster), Karol Małkowski (Armand), Maksymilian Pluto-Prądzyński (Julian) oraz Mateusz Sawiel (Agwe).
Wysoki poziom wokalny i aktorski kolejnego rocznika PPSWA
pokazuje, że Studium Baduszkowej to prawdziwa kuźnia talentów. Warto
wybrać się na ten spektakl, póki jest to możliwe.