EN

9.10.2023, 12:00 Wersja do druku

Żyć, by zaśpiewać tę jedną pieśń…

„Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele" w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

„ (…) – Ach, Koniagi! Koniagi! – zawołał udając oburzenie. Czemuż oni tacy atrakcyjni? Że chodzą nago? Ta nagość szczepu Koniagi była kolcem w oku sfer rządowych i bez mała ich opętaniem, więc odparłem: – Nago czy nie nago, Koniagi dzielnie ongiś bronili się przed Fulbejami i Francuzami (…)”.

/Arkady Fiedler: Nowa przygoda: Gwinea, 1962/

Dziś kolcem w oku rządzących krajem i polskim Kościołem nie jest jedynie nagość, ale również i miłość. Odmieniana na wszelkie sposoby: ta do bliźniego przy drucianej granicy i ta tęczowa na ulicach, wreszcie ta skrywana w parafiach, z którą nie wiadomo, co począć, gdy wychodzi na jaw. W tych okolicznościach absolutnie nie przypominam sobie protestów polskiego Episkopatu sprzed czterech dekad na temat jakiegokolwiek dzieła filmowego, a tym bardziej amerykańskiego miniserialu Ptaki ciernistych krzewów. Serialu o miłości księdza Ralpha zakochanego w pięknej Maggie, miłości tak patetycznej, że totalnie wyludniały się przy niej PRL-owskie ulice. Działo się tak być może między innymi dlatego, iż Ralpha grał amant nad amantami: Richard Chamberlain prezentujący się w sutannie równie dostojnie jak w japońskim haori.

Zawiodą się jednak nieco widzowie Teatru Polskiego w Bydgoszczy, skuszeni tytułem spektaklu Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele, albowiem w dramacie Huberta Sulimy w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego nie znajdziemy ani grama romantycznej historii Ralpha i Maggie na stepach Ziemi Południowej, lecz ironiczno-gorzki pamflet, którego ostrze dotyka nie tylko Kościół, ale również zbiorowe seanse terapeutyczne. Autor prorokuje, że za dziesięć lat – w 2033 roku to one będą miały swoje tłuste lata, podczas gdy w Przybytkach Bożych będzie tylko hulał wiatr. I to równo w dwa tysiące lat po zmartwychwstaniu Chrystusa!

Bohaterów dramatu Sulimy poznajemy w oparach kadzidła w pierwszym z „teatrów w teatrze” Jędrzeja Piaskowskiego. Podczas obchodów diecezjalnego święta ku czci patrona lokalnego Arcybiskupa (monstrualnie prześwietny Jerzy Pożarowski) poznajemy „dwór” udzielnego „księcia Kościoła” wożonego we współczesnej lektyce, czyli wózku inwalidzkim, błyszczącym brokatowym różem niczym pałac Barbie. Pierścienie na palcach tak mocno uciskają mu tętno, że stale potrzebuje pomocy swego Sekretarza, księdza Dominika (Adam Graczyk, który godnie zastąpił zmarłego miesiąc po premierze Jakuba Ulewicza), wiernego i kochającego swego pana. W świcie Arcybiskupa spotkamy również księży: Alberta (znakomity Michał Surówka) i kleryka Józefa (czarujący Karol Franek Nowiński) oraz siostry zakonne: mistycznie-brutalną Anuncjatę (popisowa Michalina Rodak), wyważoną Perpetuę (niebosiężnie przednia Małgorzata Witkowska), nowicjuszkę Eufemię (autoironiczna Emilia Piech) i karmelitankę Angelikę (koncertowo wk…iona Małgorzata Trofimiuk). Tak bezpieczne czują się na dworze Arcybiskupa, iż nawet ujawniona przez Watykan czwarta tajemnica Fatimska nie zrobi na nich wielkiego wrażenia. Widzami za to „potargają” mocno: opowieść księdza Alberta o innym (?) księdzu pedofilu gwałcącym dwunastoletnią Kasię oraz nieprzebierająca w słowach siostra Anuncjata, dająca wyraz swej bezsilności i złości na zamiatanie przez kościelną hierarchię seksualnych nadużyć na dzieciach. Te sceny prawdopodobnie oburzają internetowych hejterów najbardziej, choć spektaklu zapewne nie widzieli, co stało się ostatnio modnym procederem.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Osobiste sekrety osób duchownych winny pozostać niedostępnymi dla wiernych, by Kościół nie tracił swej „teatralnej” magii, co w spektaklu Jędrzeja Piaskowskiego podkreślają „katedralny” dźwięk oraz muzyka autorstwa Jacka Sotomskiego (z wykorzystaniem m.in. pięknej arii Diva Dance z filmu Piąty element Luca Bessona). Nie dzieje się tak jednak w sztuce Huberta Sulimy: magia nagle znika i oto siostra Perpetua „zmienia skórę”, by po zdjęciu habitu (kostiumy: Rafał Domagała) stać się … Anją Rubik w złotym garniturze i zostać terapeutką osób duchownych. Podczas sesji terapeutycznych poznamy ich sekrety, nieco krotochwilne zauroczenia, niekłamane fascynacje i marzenia o miłości. W scenkach zademonstrują, jak należałoby w otwarty, zdrowy sposób mówić o miłości w Kościele, jak unikać mentalnych konfliktów pomiędzy wiarą a życiem w „zachwianym” celibacie. Sulima i Piaskowski zwracają tą częścią spektaklu (kolejnym „teatrem w teatrze”) uwagę na fakt, że tylko człowiek, a nie Episkopat powinien decydować, kogo kocha, a instytucjom europejskiego kraju nie wolno w trzeciej dekadzie XXI wieku tak archaicznie traktować praw kobiet i mniejszości seksualnych.

Spektakl Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele jest również komentarzem mentalnego dualizmu w Kościele powszechnym. Gdy w jednym czasie Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki pisze: „Mamy do czynienia z największym kryzysem Kościoła od czasów reformacji” (tak arcybiskup myśli o Niemczech, ale czy według niego wszystko jest w porządku  z Kościołem w Polsce?), a Papież Franciszek oznajmia: „Należy rozważyć błogosławienie par tej samej płci, oni nie są grzesznikami” – wierni nie bardzo wiedzą kogo słuchać? Wiemy, jak wielu osobom LGBTQ+, równie jak duchownym, nie wolno otwarcie mówić o swych związkach, o swej miłości… . To tkwienie w cieniu akcentuje wyraźnie przebity strzałami tors świętego Sebastiana w dość skromnej scenografii („Teatr Polski w Bydgoszczy oszczędza podczas remontu” – przypomina widzom Anja Rubik) Anny Marii Karczmarskiej i Mikołaja Małka, którą „uplastycznia” na szczęście w sposób znaczny reżyseria światła Huberta Sulimy.

Choć bydgoskie ptaki nie śpiewają tej jednej pieśni o miłości, ale o niej krzyczą, choć wiele w nich cierni i wiele żalu, to spektakl Jędrzeja Piaskowskiego w wielu scenach nie emanuje tylko werterowskim smutkiem, ale również autoironiczną, prześmiewczą grą doskonałego bydgoskiego zespołu i całym szeregiem niespodzianek w sesjach terapeutycznych. Jest pewnego rodzaju polemiką z zastanymi od wieków kanonami miłości, wbijanymi do głów przez „wszechmoc” religii, tradycji, dławienia wolnej woli w domach rodzinnych, strachu przed czynem wzniecającym działanie. To Ptaki… w niewoli samych siebie. Jak najbardziej godne obejrzenia i przemyślenia.


Tytuł oryginalny

Żyć, by zaśpiewać tę jedną pieśń…

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Aram Stern

Data publikacji oryginału:

07.10.2023