"Tramwaj zwany pożądaniem" w reż. Bogusława Lindy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Opowiedziana w sztuce Tennessee Williamsa, napisanej w 1947 roku, pewna historia psychologiczno-obyczajowa pokazująca Nowy Orlean lat czterdziestych z jego subkulturą jest już mocno zwietrzała. Dlatego dziwi mnie, że warszawski Teatr Ateneum sięgnął po "Tramwaj zwany pożądaniem". Tym bardziej że jednym z głównych bohaterów sztuki jest Polak, postać zdecydowanie negatywna, prymitywna, odmóżdżona. To upokarzające dla nas, Polaków. Czy któryś z zachodnich krajów, którego przedstawiciel byłby przez obcego autora sztuki zdeprecjonowany, poniżony, grałby taką sztukę na swoich scenach? Wątpię. W warstwie fabularnej jest to opowieść prosta, nieskomplikowana, taka, jakich wiele. Można nawet powiedzieć banalna. Komplikacje zawierają się w zderzeniu diametralnie różnych osobowości bohaterów. Oto do zamężnej Stelli (Paulina Gałązka) mieszkającej z mężem Stanleyem Kowalskim (Tomasz Schuchardt) w Nowym Orleanie przyjeżdża jej siostra Blanche (Juli