Personel opery w Zurychu szuka w gmachu pluskiew szpiegowskich, a jej dyrekcja pozwała do sądu grupę artystyczną Bitnik za piracką transmisję operowych arii przez telefon.
W ostatni piątek [9 marca] w Zurychu nagle rozdzwoniły się telefony. Abonenci słyszeli w słuchawce miły kobiecy głos oznajmiający: "Tu niezależny telefon. Za chwilę połączymy państwa z operą". Zaskoczeni słuchacze mogli wysłuchać "Cyganerii" Pucciniego w wykonaniu opery miejskiej. W ten sposób artyści medialnej grupy Bitnik postanowili udostępnić szerokiej publiczności przedstawienia za pomocą urządzeń podsłuchowych. - Nagrywali muzykę, przetwarzali ją komputerowo i rozsyłali do abonentów. Numery wybrali z książki telefonicznej. Skontaktowali się z ok. 120 osobami - powiedział Trybunie Adrian Notz, kurator Cabaret Voltaire, galerii współdziałającej w tym przedsięwzięciu, nazwanym "Opera Calling". Otwiera on wystawę "appropriate - manipulate - feed back!" ("właściwe - zmanipulowane - odzew!") poświęconą użyteczności medialnego piractwa oraz artystycznej krytyce systemu. Władze opery nie są zachwycone. Otto Grosskopf, dyrektor ha