Najlepszy krawiec nie uszyje stroju bez choćby kawałka przyzwoitego materiału. Tymczasem w teatrze, jak widać - można! "Kwartet", komedia jednego z wziętych dostawców konfekcji scenicznej, Ronalda Harwooda, jest doskonale pusta: nie ma w niej ani jednej myśli godnej uwagi. Żadnej odbiegającej od banału sytuacji dramatycznej, żadnej akcji, żadnego zaskakującego dowcipu. Ba, żadnych pełnokrwistych postaci! Niepodobna uwierzyć, by kogokolwiek olśniła (w lekturze) gadanina emerytowanych śpiewaków operowych, przygotowujących występ dla pensjonariuszy domu opieki, w którym mieszkają; gadanina poświęcona nieomal wyłącznie dwóm tematom: niegdysiejszym tryumfom scenicznym i przeszłym klęskom łóżkowym. Średnio to dowcipne i średnio smaczne - a jednak widownia warszawskiego Współczesnego trzęsie się od oklasków. Czwórka lubianych aktorów nasyca stereotypowe sylwetki własnym urokiem, ciepłem i poczuciem humoru. Brawurowo błaznuje Maja Komorowska, kt�
Tytuł oryginalny
Zupa nic
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 15