Teatr w Polsce (i nie tylko u nas) jest zawłaszczony przez środowiska lewicowe. I dopóki nie odbijemy go - a pora już najwyższa - nie ma co marzyć o prawdziwym teatrze, o wielkiej sztuce realizującej transcendentne powołanie człowieka i o pięknym, głębokim aktorstwie - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Dzisiaj - jak zwykle - piszę o teatrze, tyle że z innej strony. Otóż 16 stycznia zadzwoniłam do Nowego Teatru w Warszawie [na zdjęciu], którego dyrektorem artystycznym jest Krzysztof Warlikowski, i zgłosiłam osobie odpowiedzialnej za kontakty z prasą, że chciałabym obejrzeć spektakl "Sonata widm" według Augusta Strindberga w reżyserii Szweda Markusa Őhrna. Co, nawiasem mówiąc, jest moim obowiązkiem zawodowym. Na to usłyszałam, iż jest to niemożliwe, ponieważ w tym roku obowiązują roczne akredytacje dla recenzentów, a ja takowej nie mam, bo nie zgłosiłam ani ja, ani moja redakcja ("Nasz Dziennik") wniosku o przyznanie akredytacji. A teraz jest już za późno, termin był do 10 stycznia br. Zapytałam, jak sprawa się ma z krytykami teatralnymi innych redakcji, otrzymałam odpowiedź, że wnioski zostały złożone w terminie i akredytacje przyznano. Na moje pytanie, w jaki sposób dziennikarze dowiedzieli się o akredytacjach i o terminie składania wnio