"Zorro" w reż. Jacka Bończyka w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.
Czy bohater wyobraźni dawnych dzieci, a dziś już ojców, może być nadal atrakcyjny dla młodego widza? W czasach gdy liczni superbohaterowie schodzą z komiksowych ramek na ekrany kin? Okazuje się, że tak. Pod warunkiem, że oprócz historii walki Zorro z niecnym kapitanem Monastario realizatorzy zaproponują widzowi odpowiednią dozę atrakcji, swobodnej zabawy i... pozwolą zadziałać magii teatru. Łącznikiem między widzami a światem sceny jest postać Dionizego, narratora i łowcy bajek (Piotr Płuska). Ujmuje on całą historię w nawias, co ma tę istotną zaletę, że miękko prowadzi bardziej krnąbrnego widza ku scenicznej iluzji. Świetnie utrzymuje kontakt z widownią (na siebie bierze jej wygłupy), wprowadza dystans i dyscyplinę. Historia Zorro nie jest skomplikowana. Gdy nie można walczyć jak lew, trzeba walczyć jak lis - z takiego założenia wychodzi Diego de la Vega, gdy powracając w rodzinne strony, dowiaduje się, że rządy nad prowincją sprawuje