Powszechnie przyjęty pogląd głosi, że teksty dramatu romantycznego to po prostu scenariusze, z których dopiero reżyser tworzy widowisko teatralne. Dlatego też łatwo (?) modelować Dziady według wzorów od Cirque Olympique do Cricot 2, Kordianowi kazać śpiewać do mikrofonu albo wariować, a Goplanie jeździć na motocyklu. Pomysłowość inscenizatorów może nie mieć granic, aż dziw, że tak powściągliwa okazała się w przypadku Nie-Boskiej lub niescenicznych dramatów Norwida, że tak łagodnie - przynajmniej dotychczas - obeszła się z Lilią Wenedą czy z Irydionem. Zaznaczam, że nie oponuję przeciw tej swobodzie, nazywanej czasem samowolą, pochwałę warszawskiej Balladyny czy łódzkiego Księdza Marka miałem nawet okazję wypowiedzieć drukiem. Tak jest z romantykami. Ale z Wyspiańskim inaczej. Wyspiański miał wizję teatru wyraźnie określoną, didaskalia jego, choć pisane z młodopolskim rozwichrzeniem, są realistyczne w konkretnych wskazówkach. Zd
Tytuł oryginalny
Znowu nad "Weselem" (polemicznie)
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 7