NARESZCIE sztuka, wobec której krytyka stanęła w sposób manifestacyjny bezradna. Cóż za ulga; nie rozumieć nic i móc się do tego przyznać bez obawy śmieszności i bez wyrzutów sumienia. Mrożkowi zostało wszak oddane co królewskie po "Emigrantach". "Garbus" został wydrukowany w rok po tamtej sztuce, premiery obu zbiegły się w czasie - świetna okazja do porównań. Ale jakie to porównanie... Niejasność pozornie prostej formuły, nadmiar motywów, psychologia, ale niemrawa, wiodąca donikąd. Pięć osób z różnych sfer towarzyskich - w pięknej willi na urlopie, małe intrygi, dowcipne dialogi, ukazujące różnice poziomu ogłady i inteligencji między Baronem a prowincjonalnym prawnikiem czy Studentem, jakiś flirt przy kawie, jakiś Nieznajomy, dużo słońca i błękitnego nieba. A potem finał, do którego zmierza się bez specjalnej konsekwencji, jakby mimochodem, kiedy nie ma już prawie nic: ani intryg, ani Nieznajomego, ani flir
Tytuł oryginalny
Znowu Mrożek...
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 6