Villqist pisze kameralne dramaty. Bohaterami są niby-zwykli ludzie, przeważnie nabrzmiali tajemniczym cierpieniem, niby-zwykły dialog też podszyty jest głębszym a tajemniczym znaczeniem. Dodatkowo jeszcze występuje tajemnica ogólniejszej natury, zwykle niewyjaśniona do końca.
Proporcje tych tajemnic są w różnych sztukach różne, co czasami przynosi rezultaty lepsze, czasami gorsze. "Fantom" w Starym Teatrze wygląda jak niezamierzona karykatura samego siebie i bezlitośnie obnaża schematyczność i nijakość dramatu Villqista. Mamy małżeństwo, spędzające wakacje w domku na plaży. Żona (Aldona Grochal) jest najwyraźniej nieco stuknięta albo, mówiąc bardziej elegancko, pobudzona nerwowo, i wskutek tego niemiła dla zrezygnowanego, bezradnego i ciepłego męża (Jacek Romanowski). Szybko orientujemy się, że tytułowy fantom jest dzieckiem, które wymyśliła sobie żona. Ponieważ odczuwa ona bliski związek z wielką, niebieską piłką, która znacząco plącze się po scenie, orientujemy się, że z dzieckiem być może nie jest tak prosto, jak chociażby w "Kto się boi Wirginii Woolf?". Coś tam między małżonkami wykwitło złego i przybrało symboliczny wymiar. Gdy już mąż i żona potłamszą się psychicznie i wyjdą z domku,