Jestem kibicem Teatru TV na żywo. Bo odchamia. Wszystkim, także kurtyną. I wiarą w człowieka - pisze Piotr Zaremba w UWAŻAM RZE.
Kiedy jednak zacząłem oglądać "Skarpetki opus 124" Francuza Daniela Colasa w reżyserii dyrektora warszawskiego Teatru Współczesnego Macieja Englerta, moim pierwszym odruchem było westchnienie zawodu. Owszem, Wojciech Pszoniak i Piotr Fronczewski to arcymistrzowie. Zagrają wszystko. Ale znowu ten teatr o teatrze! Zaglądanie w bebechy aktorstwu, co przypomina zjadanie własnego ogona. Naturalnie ci aktorzy szykujący na naszych oczach przedstawienie są też starzejącymi się mężczyznami. To opowieść o ich małościach i lękach. O złych emocjach i samotności. Ale i w tej sferze mamy do czynienia z prawdami, które oglądamy co tydzień przynajmniej kilka razy, nawet w banalnych filmowych komediach. To były pierwsze wrażenia. A przecież nie mogłem się oderwać, i nie tylko ze względu na wirtuozerię Fronczewskiego oraz Pszoniaka. Teatru w teatrze było tam tak naprawdę niewiele (poza postawionym nienachalnie i bez konkluzji pytaniem o sens teatralnych eksperymen