"Zmierzch bogów" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku i "Zmierzch bogów" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.
Moda, jak wiadomo, się zmienia. Nie tak dawno kino żywiło się dramatami od szekspirowskich po naturalistyczne, dziś reżyserzy teatralni przenoszą na deski scen filmowe scenariusze. Na pewno jest w tym znak czasów. Czy filmy wierniej oddają rozbitą na fragmenty rzeczywistość, zmieniającą się w czasie i przestrzeni? Czy reżyserzy teatralni inspiracje estetyczno-myślowe chętniej czerpią z zapisanych na nośnikach obrazów niż z tekstów? A może widzowie lubią oglądać to, co już znają? Trudno powiedzieć. Fakt jest faktem: coraz częściej mamy w teatrze kino. W przeddzień sześćdziesiątej rocznicy zakończenia drugiej wojny, uroczyście obchodzonej na Westerplatte, Teatr Wybrzeże pokazał "Zmierzch bogów" [na zdjęciu], według słynnego filmu Luchino Viscontiego z 1969 roku. W dorobku reżysera to pierwsza część tak zwanej niemieckiej trylogii (dwie kolejne to Śmierć w Wenecji - 1971 i Ludwig - 1973), a przy tym jedno z jego arcydzieł i najważniejsz