EN

10.08.2020, 09:57 Wersja do druku

Zmęczona historia, czyli o przysypianiu i wymyślaniu

- Tekst by nie powstał, gdyby nie nasze opowieści na dobranoc. Czy sam z siebie bym wymyślał takie opowieści? Może tak. Ale nie w takiej liczbie i w takim natężeniu, gdyby nie ich wymagania - z Kubą Kapralem rozmawia Joanna Żygowska.

mat. artysty

Joanna Żygowska: „Zmęczona historia, czyli milion przygód na dobranoc” to tekst dla młodszych dzieci. Twoje poprzednie teksty były raczej dla młodzieży. I miały zupełnie inny charakter. Powiem Ci, że tegoroczny Konkurs przyniósł mi kilka zaskoczeń autorskich. Sztuka Twojego autorstwa jest jedną z nich.

Kuba Kapral: „Zmęczona historia…” powstała już jakiś czas temu jako opowiadanie dla dzieci. Dla moich synów. Jest zapisem naszych wieczorów i sytuacji związanych z zasypianiem. Gdy wróciłem teraz do tego tekstu, zacząłem się zastanawiać, czy by nie wznowić w domu cowieczornych sesji opowiadania bajek. Potem jednak przypomniałem sobie, jak bardzo męczące były to wieczory. Gdy po całym dniu pracy, zajmowania się dziećmi i spędzania z nimi czasu trzeba było jeszcze wymyślać bajkę na dobranoc.

Postanowiłeś zatem powrócić do tego tematu w sztuce?

Trochę tak. Dzięki tym wieczornym wysiłkom powstało mnóstwo opowiadań, stąd pomysł na sztukę o chłopcu, który domaga się opowieści od zmęczonego rodzica. Historia potoczyła się sama. Dokładnie jak w innych opowieściach tego typu.

Jesteś zmęczony usypianiem dzieci?

Teraz już nie, bo wypracowaliśmy sobie sposoby – mamy domowe, wieczorne rytuały. Dzieciaki są już w takim wieku, mają 4 i 7 lat, że zasypianie nie trwa już bardzo długo i nie jest męczące. Teraz to już przyjemność.

Chcesz się podzielić Waszymi wieczornymi rytuałami?

Przez chwilę było karate, bardzo śmieszne, z różnymi ciosami typu: cios brzucha, cios bąka, cios tańca-przytulańca.

Nie zdradzaj więcej szczegółów, osoby czytające będą miały niezłe zadanie, by zinterpretować te pomysły.

Teraz sobie rysujemy na plecach i zgadujemy, co to jest. To bardzo przyjemne.

Masażyki – wspaniała zabawa.

Z zabaw z własnymi dziećmi lubię najbardziej takie, które polegają na jakimś kotłowaniu się, zwarciu. To dla mnie kwintesencja zabawy. Fizyczne wygłupy.

W „Zmęczonej historii…” też się kotłuje.

Kotłuje się. Lubię takie rozpasanie wyobraźni. Tu była okazja, żeby temu rozpasaniu dać wyraz. Historia mogła potoczyć się w każdym z miliona kierunków. A potoczyła się właśnie tak, siłą czegoś, co jest ciągiem skojarzeń, nawarstwień, które się zbierają.

Jakimi torami podążała Twoja wyobraźnia? Skąd się wzięły te konkretne przedmioty, dlaczego tak je łączyłeś?

Nie mam pojęcia. To jest może pytanie do psychoanalityków twórczości, jeśli tacy jeszcze istnieją. Wiele historii, które tworzę, mają swój zalążek w konkretnym momencie, chwili, a potem sobie płyną. Mają swoją wewnętrzną logikę i dynamikę rozwoju. Jest kilka rzeczy, które szczególnie lubię, np. humor skatologiczny. W „Zmęczonej…” trochę go jest. Moje dzieci to uwielbiają, chyba większość dzieci to lubi.

Chwilę po ogłoszeniu werdyktu 31. Konkursu napisałeś na Facebooku, że sztuka nie powstałaby, gdyby nie Twoje dzieci. Co to znaczy?

Tekst by nie powstał, gdyby nie nasze opowieści na dobranoc. Czy sam z siebie bym wymyślał takie opowieści? Może tak. Ale nie w takiej liczbie i w takim natężeniu, gdyby nie ich wymagania. To ich sprawczość. W sztuce jest zapis nie tyle naszego konkretnego wieczoru, ale sytuacji. Przy usypianiu często były próby wymiksowania się z obiecanek.

Mam wrażenie, że „Zmęczona” rozwija się właśnie na takim… zmęczeniu. Gdyby ją wycyzelować, formalnie lub treściowo, byłaby czymś zupełnie innym.

To też jest o tym, że czasami po prostu nie masz pomysłu na opowieść. I zaczynasz opowiadać prawie na siłę. Był sobie guzik. Miał jedną dziurkę. Tato, śpisz? Nie, nie. I przez guzik wpadła nitka. Tato, śpisz… To jest takie wymęczone. Jednak, gdy zmobilizujesz się do wysiłku, to daje efekty. W „Zmęczonej…” są momenty, w których tego ojca niesie, sam się wkręca, bardziej niż dzieciak. Tak chyba jest ze wszystkim – czasami się nie chce, ale włożony wysiłek przynosi efekty.

Też mam wrażenie, że ten tekst konstruuje rodzaj bałaganu myśli, nieuporządkowania skojarzeń. Ale także organizuje go sinusoida zaangażowania i zmęczenia.

Na tym właśnie mi zależało. Na zapisie stanu, który towarzyszy wieczornym rytuałom zasypiania. Czasami się kompletnie nie chce, czasami chce.

Możemy zatem powiedzieć, że dramaturgia zaczerpnięta ze stanu umysłu rodzica tworzy szkielet. A wypełnia go fabuła – wariant wieczornej opowieści.

Tak. Plus to, że chciałem zostawić w tekście przestrzeń dla teatru, szczególnie teatru formy, w którym mogłoby się znaleźć miejsce dla animanta. Bo ja śledzę, co się pisze o teatrze dla dzieci.

Michał Derlatka w pokonkursowej rekomendacji pisał nawet, że ten tekst świetnie by się sprawdził w teatrze lalek. Chyba też empatyzował z Tobą jako z tatą usypiającym dzieci.

Dzieci czasami chodzą do teatru z przedszkolem, ale bardzo często też z rodzicami. Tu mamy historię dla obojga.

Czy podczas pisania myślałeś o odbiorcy?

U mnie raczej jest tak, że najpierw przychodzi szał twórczy. A potem zobaczymy. Możliwy wiek odbiorcy zaczyna mi się czasami krystalizować w trakcie pisania. Trochę inaczej było z moim drugim konkursowym tekstem „Inni”…

…który zakwalifikowałyśmy wraz z Katarzyną Grajewską do drugiego etapu.

Tam od razu określiłem odbiorcę, to raczej młodzież. Tekst był napisany z konkretnym przesłaniem. Skupiłem się na nim trochę bardziej, dłużej nad nim pracowałem. Natomiast w „Zmęczonej…” dałem sobie wolną rękę, mogłem absolutnie wszystko. Nie miałem ograniczeń, które bym sam na siebie nałożył.

W „Innych” jest wyraźna myśl, idea. I palindromowy koncept, który wymagał samodyscypliny.

A „Zmęczona…” płynie.

Co na tę sztukę powiedziały Twoje dzieci?

Jeszcze jej nie znają. Znały tylko opowiadanie, które kiedyś powstało, ale nawet nie zostało ukończone. Z powodu zmęczenia. W pewnym momencie się przerwało

[Edit na etapie autoryzacji: Wysłuchały i powiedziały, że fajne].

Dobrze, że wróciłeś, mimo zmęczenia.

Kiedy zastanawiałem się, jak odpowiedzieć na apel krytyki teatralnej związany z wypowiadaną potrzebą tekstów dla teatru formy, to pomyślałem, że mam taką historię. Wydaje mi się, że „Zmęczona…” może być dobrym materiałem. To był drugi motyw, który mnie pchał, by napisać tę sztukę. Chciałem, by nie było to tylko gadanie, ale utwór z potencjałem wizualnym.

Uroku tej sztuki upatrywałabym także w tym, że charakteryzuje ją bezpretensjonalna prostota pomysłu.

Być może jest tak dlatego, że powstawała równolegle z „Innymi”. W nich jest ciężar – ważny temat, zaangażowanie, jakaś podskórna powaga. Planując „Zmęczoną…”, pomyślałem, że tekst nie zawsze musi mieć to tematyczne obciążenie, nie zawsze musi być w sprawie. Chociaż ja to bardzo lubię. Tę sztukę traktuję jako dobrą zabawę. To ma być wizualna, logiczna, słowna frajda. By dać zadowolenie, radość.

Kuba, to jest właśnie zaskoczenie „Zmęczoną…” – Twoje dotychczasowe sztuki, choćby wyróżniona rok temu „Amaja”, są w sprawie. Można by je nazwać wręcz manifestami.

To też jest w jakimś sensie manifest – manifest nieskrępowanej wyobraźni. Nie zawsze trzeba się tak napinać.

Czy lockdown miał wpływ na Twoje pisanie?

Pandemia wykasowała mi wszystkie zaplanowane prace, od A do Z. Wyjazdy, szkoły, warsztaty. Zostałem bez pracy. Miała ją moja żona, zatem ja spędzałem całe dnie z dziećmi. Pracowałem w przerwach, gdy oni np. oglądali bajkę, wieczorami. Czas pisania bardzo mi się zmienił. W zwyczajnym trybie zdążyłbym napisać sztuki na pierwszy termin Konkursu. Taki był plan. W nowych okolicznościach były mi potrzebne dwa dodatkowe tygodnie. Bez tego pewnie musiałbym się spiąć, by napisać.

Czyli w nowej sytuacji miałeś mniej czasu na pisanie, bo życie domowe wymagało innego zaangażowania?

Właśnie tak. Pierwsze dwa miesiące były też obciążone lękiem o to, co będzie. Na samym początku napisałem tomik poetycki o topielcach. Ten rodzaj skanalizowania lęków pomógł mi przetrwać. Zbiorek jako terapia. Ale także to, że miałem zaplanowane konkretne teksty do napisania, dokończenia, pozwalało mi jakoś odnaleźć się w tej sytuacji. Odkąd mamy dzieci, nauczyłem się, że trzeba sobie w czasie doby wyznaczyć czas na pisanie. Na szczęście nauczyłem się już to robić. Pod tym względem współistnienie z nimi w czasie pandemii niewiele różniło się od czasu wcześniejszego.

U mnie było dokładnie odwrotnie. W czasie pandemii mało pisałam, ale bardzo dużo czytałam. W znacznym stopniu właśnie sztuki teatralne. 183 teksty pozwoliły skutecznie zająć głowę przez pierwsze tygodnie lockdownu. A ja bardzo lubię konkursowy tryb czytania.

Gdybym miał przymus czytania, być może byłoby inaczej. O ile pisanie szło mi gładko, ze skupieniem na lekturze było dużo trudniej.

Kuba, co jest dla Ciebie ważne w pisaniu dla dzieci, młodzieży?

Czekam na sławę i pieniądze. (śmiech)

To może za momencik, dobra? (śmiech)

A tak serio to myślę, że wspaniałe jest rozmawianie z dziećmi o tym, że świat może być różnorodny, że to jest dobre. Że są inni, którzy nie muszą być wrogami. To jest dla mnie istotne ze światopoglądowego punktu widzenia. Dorośli ludzie są dzisiaj bardzo spolaryzowani. Właśnie w twórczości dla młodych widzę możliwość wpływania na świat, zmieniania go. Z drugiej strony myślę, że tymi tekstami sam kontaktuję się ze swoimi wewnętrznym dzieciakiem. Lubię jak w sztukach jest dużo humoru, dużo się dzieje i wszystko jest takie fantazyjne.

Rozmowa odbyła się 9 lipca 2020

Kuba Kapral – kulturoznawca, dramaturg, twórca teatralny, happener, pedagog, autor słuchowisk, pracujący w wielu miejscach. Animator działań grup: Koło Gospodyń Miejskich i LUDUCIOS. Współpracował z Teatrem Porywacze Ciał, Teatrem Usta Usta Republika, Teatrem Ósmego Dnia i Teatrem Strefa Ciszy. Członek Teatru Palmera Eldritcha i grupy Circus.

Tytuł oryginalny

Zmęczona historia, czyli o przysypianiu i wymyślaniu

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne