"Jaskinia filozofów" w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze Nowym w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - Kulturze.
Klaustrofobia to nowa gałąź filozofii. Albo świeżutka, rodzima estetyka teatralna. Ilekroć siadam na ciasnej widowni Teatru Nowego, myślę o gimnastyce, jaką przed każdą premierą muszą tu wykonać scenograf i reżyser. Ale są dramaty, które po prostu pasują do tej przestrzeni. Jak ten Herberta o uwięzionym Sokratesie. Nie jesteśmy w starożytnych Atenach, jesteśmy tu i teraz. Na scenę wchodzi czwórka sędziów przysięgłych w prawniczych togach. Strażnik w mundurze poli-milicjanta wprowadza oskarżonego. Filozof (Edward Linde-Lubaszenko) wygłasza do mikrofonu swoją mowę obrończą w klasycznej grece, po ścianie pełzają polskie literki tłumaczenia. Napisy na ścianie mają uświadomić, że nikt nigdy nic z nauk Sokratesa nie zrozumiał. Były jak obcy, melodyjny język, z którego każdy wybrał, co chciał. Sędziowie jak jury oceniające w "Tańcu z gwiazdami" pokazuje plansze z białymi lub czarnymi skorupkami. Czarne wygrywa. Krytyk Aten musi umrzeć