- Przecież ja poważnie, z potężną nadzieją myślałem, że striptizerski szal Szczepkowskiej coś nowego otworzy, zdławi stare manie - choćby da początek innej, nie tak żałośnie wiernopoddańczej intonacji mówienia o Lupie nad Wisłą. A tu co? Nic nowego pod polskim słońcem. Znów ciurkają śniegi. Ludzie ciurkając w stylu obłym - znów kluczą tędy owędy, ukosami, trochę krzywo, trochę strachliwie, byleby wilk był syty, owca cała. I wszystko kolejny raz rozejdzie się cicho po kościach środowiskowej dyplomacji - - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Goły zadek Joanny Szczepkowskiej pójdzie na marne. Jak inne gołe zadki jej koleżanek po fachu. Jak jutro śniegi z dachów. Śladu nie zostanie. A żal... Odwilż słychać - ciurkają śniegi - w Warszawie Joanna Szczepkowska majtki publicznie zdejmuje i jasne bochny ku Krystianowi Lupie wypina ze sceny. Jutro, najdalej pojutrze, lawiny zejdą z dachów, nie ma rady. Rozlegną się mlaski zwałów bieli, grzmocącej o chodnik. Najpierw co godzinę, później co pół, wreszcie - raz na kwadrans. Nie potrwa to długo, nie. Banał topniejącego w lutym śniegu - choć bywa gromki, mulisty, cuchnący gołębim guanem - zawsze trwa krótko. Ani się obejrzysz, dwie, trzy kawy wypijesz, drzemkę utniesz - a tu już pozamiatane. Banał już wsiąkł w ziemię dobrą, cierpliwą. Czy tak będzie? Trzeba być ścisłym - ścisłym wedle reguł klasycznej polskiej ścisłości a la ścisłość pana Cieciszowskiego, co w "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza młynka palcami kręci bez