"Lorenzaccio" w reż. Jacques'a Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
To zaskakujące, jak współczesny znów stał się tekst Musetta z 1833 r.! Dramat o wrzeniu ludu przeciw zepsutej władzy, o szansach rewolucji, o konformizmie politycznych elit oraz narzucaniu politycznego porządku przez supermocarstwa brzmi, jakby był pisany przed telewizorem, na którym reporterzy relacjonują wydarzenia z Tunezji, Egiptu czy Libii. Choćby ten fragment o mordowanych na placach miejskich studentach buntujących się przeciw autorytarnej władzy. Opisów ludzkich postaw wobec zmiany nie powstydziliby się Strzępka z Demirskim. Słowem, sztuka Musseta to materiał na teatralny hit, idealnie trafiony w czas. Niestety, Jacques Lassalle nie potrafił się zdecydować, o czym robi spektakl. Obok tematu rewolucji mamy więc wywietrzały dziś dramat honoru z patetycznymi przemowami urażonych na dumie mężczyzn, z którymi aktorzy kompletnie sobie nie radzą, przez co często powstaje niezamierzony efekt komiczny. Do tego efektowne w zamyśle, ale nudne, nieporadnie