W "Dziadach" Macieja {#os#21426}Sobocińskiego{/#} nie ma martyrologii. Nie ma mesjanizmu, Polski - Chrystusa Narodów, zemsty na wroga, czterdzieści i cztery. Jest samotny Gustaw - Konrad (Krzysztof {#os#19715}Zawadzki{/#}), który - wyobcowany, z boku - przeżywa swój własny, prywatny dramat. W zasadzie bardziej Gustaw niż Konrad, ponieważ główny bohater nie bierze na barki losu milionów. Kocha i cierpi katusze - owszem, ale tytko w swoim imieniu. Nie zachodzi w nim także żadna przemiana z egoisty Gustawa w Konrada, bojownika o wolność. Wszystko, co dzieje się na scenie, to sen, gra wyobraźni i wspomnień protagonisty. Może on zatem wstrzymywać bieg wydarzeń, wpływać na ich kolejność, dowolnie przenosić się między obrzędem a pokojami Senatora. Adaptacją Sobocińskiego rządzi również logika snu - część druga "Dziadów" splata się trzecią, elementami czwartej oraz Widowiska; ci sami aktorzy grają po kilka ról. Asocjacje, jaki
Tytuł oryginalny
Zły sen Gustawa-Konrada
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr