Lato niby jeszcze się nie zaczęło, ale już cieplej jest. Morze spokojne, mewy piskliwe, bachorów na plaży jeszcze nie ma. Siedzimy z M. w Koszalinie na festiwalu, w wolnym czasie jeździmy do Mielna - pisze Bartłomiej Miernik w felietonie dla e-teatru.
Było dziś i piaskiem po oczach i rybą w kubki smakowe. Rybą z pieca, w barze Sum. Dorsza zamówiłem w Sumie. Ten polski język... A w Sumie wyciskają też najsmaczniejszy i najtańszy chyba w kraju sok z jabłek. Pyszny, taki z brązową pianką. Okoliczności przyrody, jak chciał klasyk, piękne... ale jakieś licho się uczepiło i odczepić nie może. Niby cukierkowa atmosfera koszalińskiej imprezy, którą szczegółowo opiszę za tydzień, a cały czas nieporozumienia. I ciśnienia i jakieś napinki dookoła. Brak luzu. Skąd on we mnie? No właśnie. Długo szukałem dojazdu na jedną z moich ulubionych imprez. Dojazdy do Koszalina albo drogie albo długie, generalne Koszmar. Zamieszczałem posty na fejsie, dzwoniłem po znajomych, rejestrowałem się na portale autostopowiczów. Jeden z tirowców, Maniek, odpisał że tylko młode dziewczyny wozi. No racja, ja na młodą nie wyglądam. Koniec końców zdecydowałem się z M. przybyć pociągiem. W zasadzie trasa taka