Muzyczna tragedia Giuseppe Verdiego, którą po raz pierwszy po 136 latach pokazano w warszawskim Teatrze Wielkim, jest przykładem, jak niełatwo przedstawić na scenie kategorię złudzeń, jeśli samemu nie jest się od nich wolnym. Reżyser Marek Grezsiński oraz kierownik muzyczny Andrzej Straszyński, ludzie młodzi jeszcze i chyba zdolni, postanowili wprawdzie niezbyt konsekwentnie, ale w każdym razie w sposób zauważalny, odpowiedzieć na podstawowe pytania dramatu złudzeń współczesnymi środkami wyrazu. Reżyser, podobnie jak tytułowy Macbeth, jest głównym sprawcą widowiska. Dręczą go omamy, ale nie brak mu odwagi, kokietuje swą słabością lecz marzy o zwycięstwie. - "Obwiniałem tylko siebie" - pisze w krótkim wstępie do programu wspominając poprzednie próby z Szekspirem, który podobno z daleka patronował operze, a zarazem niżej dodaje - "wierzę, że niektórzy z Państwa poprzez niedoskonałość tego spektaklu dojrzą jednak i pokochają doskonał
Źródło:
Materiał nadesłany
"Argumenty" nr 50