Skandalistka Ewelina Marciniak, napiętnowana między innymi za "Śmierć i dziewczynę" we wrocławskim Teatrze Polskim, walczy poza mainstreamowymi scenami, przybiera rozrywkowe tony, ale niestety atak się nie udaje. Niech czym prędzej porzuci tę strategię i powróci do "złotego wieku" swojej reżyserskiej działalności - o spektaklu "Stańczyk. Musical" Jana Czaplińskiego w reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Rozrywki w Chorzowie pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.
Zdaje się, że miała Ewelina Marciniak ochotę na wzięcie się za bary z aktualną sytuacją społeczno-polityczną, pod pretekstem powrotu do Złotego Wieku w dziejach Polski. Nie tylko czasy miały jej to ułatwić. Sprzyjające miało być pewnie także miejsce premiery "Stańczyka" i jego forma gatunkowa - musical w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Wydawać się mogło, że to idealne, wręcz szklarniowe warunki do przygotowania czegoś wyjątkowego i celnego na powyższą okoliczność. Reżyserka tłumaczy to nawet ustami aktorów, swojej biało-czerwonej drużyny: by uwydatnić prawdę o czasach współczesnych, należy sięgnąć po rozrywkę. W niej ostatnia szansa na rewolucję, to oręż w walce o "coś więcej", bastion bezpieczeństwa. Przecież Wawel, na którym odbywa się akcja, to "coś więcej" niż atrakcja turystyczna. Marciniak już na wstępie zauważa, że nie zawsze ojczyzna dorastała do wielkości - Polska jawi się jej jako rozciągnięty ponad miarę kraj.