Na gdańskiej scenie pojawiło się piękne, ważne przedstawienie. Najpierw zachwyca jego zewnętrzna uroda, wysmakowana w każdym detalu inscenizacja. Potem, z minuty na minutę wchłania nas, ujęta w te ramy opowieść o złu.
Kiedy scena rozjaśnia się, uderza biel. Tę biel scenicznych desek, okotarowania i horyzontu przełamują delikatnie szarości. Nieskazitelną, czystą przestrzeń narusza też okienna wnęka, z czerwieniejącą się w niej pelargonią. Za chwilę w tę biel wedrze się jeszcze gołębi błękit stołu. Później dołączą krzesła, które wraz z kolejnymi morderstwami, jak duchy, unosić się będą nad sceną. Czarne na białym Najpierw jednak jest głowa. Głowa sterczy nad białą sceną i mówi do nas: "Ja w tych łagodnych jak tony fujarki czasach pokoju jedną mam rozrywkę: postanowiłem zostać nikczemnikiem i w pustkę błogich dni sączyć nienawiść...". To Ryszard, książę Gloucester Mirosława Baki, który później, pozbywszy się wszystkich przeciwników, obejmie tron. Ta pierwsza kwestia, wypowiedziana w absolutnej pustce i ciszy, poraża. Wypowiadana od niechcenia, z uśmieszkiem, błąkającym się po twarzy aktora, nie pozwala spuścić z niego wzroku. Gł