BARDZO dziwny to spektakl. Ma się wrażenie, że się jest w jakimś upiornym teatrze fantastyki, że to teatr - koszmarny sen, po którym, jak po koszmarnym śnie, trzeba mówić - precz maro, zgiń maro! Piszę o "SONACIE WIDM" Augusta Strindberga, wystawionej w stołecznym "KAMERALNYM", o bardzo interesującym, bardzo specyficznym przedstawieniu. Wbrew poniektórym nie radziłbym szukać w nim tzw. głębszych znaczeń. Nie szukał ich zdaje się również reżyser Jerzy Kreczmar, pokazujący jakby w zakończeniu przysłowiową figę tym, którzy by chcieli dzielić włos na czworo. Po prostu i przede wszystkim zabawa z dreszczykiem, koszmarna zabawa, którą jednocześnie Kreczmar mistrzowsko przygotował, łącząc tu wybornie świat realny z nadrealnym i angażując tak znakomitych aktorów, jak m. in. Zofia Małynicz; Barbara Ludwiżanka i głównie Bronisław Pawlik. Trudno byłoby streszczać ten spektakl. Zmarły wychodzi oto w pewnym momencie z domu na ulicę, o
Tytuł oryginalny
Zjawy, talerze i franty (fragm.)
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności nr 167