Przez pierwszy rok swej dyrektorskiej kadencji Jan Nowara umożliwił kilku młodym, często niedoświadczonym jeszcze reżyserom ciekawą, twórczą pracę na kaliskiej scenie. Teraz sam zaprezentował się jako reżyser - niestety, z o wiele gorszym rezultatem.
"Krwawe gody" to chyba najlepszy i najgłośniejszy dramat Federica Garcii Lorki. Osnuty na prawdziwych zdarzeniach, opowiada historię dwojga młodych ludzi związanych kiedyś gorącym uczuciem. Dziś ona szykuje się do ślubu z innym, bogatszym chłopakiem, on zaś - teraz już mąż i ojciec - nie może przestać myśleć o byłej narzeczonej. Podczas wesela dochodzi do skandalu: panna młoda ucieka z eks-narzeczonym. Pan młody wraz z gośćmi weselnymi rusza w pościg, dochodzi do krwawej wendety. Sztuka Lorki rzadko gości na polskich scenach. Szkoda, bo ta historia z życia andaluzyjskiego gminu kryje niezwykłą dawkę namiętności. Porównuje się niekiedy dramat Lorki z Szekspirowskimi tragediami. Trudno jednak pokusić się o taką konkluzję po kaliskiej inscenizacji. Sterylna wstrzemięźliwość "Krwawe gody" w Teatrze im. Bogusławskiego to bardzo dziwny spektakl. Trudno temu przedstawieniu zarzucić coś od strony, nazwijmy to, formalnej. Spektakl w reży