"Kordian" Juliusza Słowackiego w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Przemysław Skrzydelski w miesięczniku wSieci Historii.
Gdański "Kordian" jest propozycją dla wytrwałych. To bardziej sceniczny esej wokół polskiego romantyzmu, nie tylko tego spod znaku Słowackiego. Słowacki w ostatniej dekadzie nie ma szczęścia. Jeśli pominąć znakomitą, a przeze mnie na pewno postrzeganą jako wzorową, inscenizację "Kordiana" Jana Englerta z Teatru Narodowego (2015), udane przedstawienia można by policzyć na palcach jednej ręki. Zaskakujące? Niekoniecznie, gdy realnie zastanowimy się nad tym, jaki sens dla większości reżyserów młodszego pokolenia ma refleksja nad jednym z najciekawszych prądów ideowych w historii. Dziś w niemal wszystkich ujęciach Słowackiego, Mickiewicza czy Krasińskiego dominuje pozostawiająca nas z niczym ironia albo przekonanie, że romantyzm to doktryna z datą ważności przekroczoną o sto lat, polska choroba. Dlatego dobrze się stało, że w gdańskim spektaklu Adama Orzechowskiego jeśli pojawia się mocna krytyka, to mieści się w o wiele ciekawszym kontekście