"Trojanki" Eurypidesa w reż. Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Jacek Wakar w Więzi.
W nieubłaganej rozpaczy, w przekonaniu, że człowiek rodzi się i już to go gubi, Eurypides w interpretacji Jana Klaty zdaje się być gorzkim egzystencjalistą, kimś na kształt Becketta antyku. Scenę pokrywa piasek, ma się wrażenie, że włazi wszędzie, aktorom w usta, w oczy. Poruszają się po nim niezgrabnie, jakby coś ciągnęło ich do ziemi, kazało uginać ciało, szukać najbardziej bezpiecznego jego ułożenia. Wojna peloponeska zdaje się dogasać. Ateńczycy zdobyli właśnie niewielkie Melos, wyspę na Morzu Egejskim, mężczyzn wyrżnęli, kobiety postanowili rozlosować między swoich. Nikt nie zająknął się o agresji potężnej Hellady, nikt nikogo nie potępił. Znamy to? Oczywiście, przytaczanie przykładów z wczoraj i przedwczoraj to zbyt banalne zajęcie. Tym bardziej, że nie współczesne asocjacje są "Trojankach" Jana Klaty najważniejsze. W gdańskim przedstawieniu liczy się ziemia opustoszała, a jeszcze chwilę wcześniej tętniąca życ