Starość nie radość? Albo "wesołe jest życie staruszka", jak śpiewał Jeremi Przybora? Właśnie o przemijaniu i o różnych odcieniach starości opowiada najnowsza sztuka Teatru Lubuskiego. Premiera "Kwartetu" Ronalda Harwooda w sobotę.
Wyzwanie aktorskie jest duże, bo trzeba zagrać kogoś starszego o 40 lat. - Starości nie da się udać. Musimy wyobrazić sobie siebie za kilkadziesiąt lat, fizycznie i wewnętrznie. O wiele prościej jest pokazać młodszą postać, bo pomagają doświadczenie i wiedza. Tu dotykamy trudnych rejonów, wręcz intymnych - opowiada Janusz Młyński, odtwórca roli Reginalda Pageta. "Kwartet" to rzecz o przyjaźni, miłości, wielkiej pasji. Sztuka pokazuje, jak różne oblicza przybiera starość. Bywa zgryźliwą, zmęczoną, zakompleksioną. Starość to niespełnienie, rozliczenie ze swoim życiem, zmarnowanymi szansami. A z drugiej strony starsi ludzie bywają uśmiechnięci, podśpiewujący. Tacy są bohaterowie sztuki "Kwartet". W przeszłości śpiewali w operze. Święcili triumfy, publiczność brawami domagała się powtórek. Teraz muszą zmierzyć się z utratą formy, chorobami, odejściem. - Oni, artyści, mają jeszcze trudniej. To samotni ludzie, którzy za życie z