Spektakl „Gusła" w reż. Grzegorza Brała Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze poruszył festiwalową publiczność i został doceniony przez recenzentów na Edinburgh Festival Fringe. We wtorek ekipa teatru podsumowała sukces.
- Wracam z Edynburga absolutnie dumny jako dyrektor i szczęśliwy, że się udało ziścić marzenia, które wielu osobom wydawały się nierealne i wzięte z Marsa, ale tylko kiedy wyznacza się takie azymuty i konsekwentnie się do nich dąży, udaje się je zrealizować - podkreśla Robert Czechowski, dyrektor Lubuskiego Teatru. - Tym razem się udało.
Również Kamil Derda, asystent dyrektora i koordynator wyjazdu, podkreśla, że wiele osób mówiło, że ten wyjazd jest niemożliwy i nie ma prawa się udać, a jednak nie tylko się udał, ale przyniósł wielki sukces aktorów i całej kipy.
O co mogło chodzić? Może o język polski, ale w tej sztuce okazało się, że nie potrzeba tłumaczenia. „»Gusła« Lubuskiego Teatru, grane w języku polskim, są przykładem śmiałego, ekscytującego, przerażającego wręcz teatru fizycznego.
Rezygnując z potrzeby bycia zrozumianym przez anglojęzyczną widownię, spektakl ten oferuje coś bardziej magicznego i trudnego do opisania. Rzeczywiście próba nadania mu jednej konkretnej interpretacji wydaje się sprzeczna z tym, czym właściwie jest. Brak tłumaczenia powoduje, że widz sam musi sobie tłumaczyć i nadać znaczenia" - napisała w recenzji Sally Scott ze „The Scotsman".
- Pięknie, żarliwie ludzie grali. To spotkało się z genialnymi recenzjami. Po to się tam jedzie, żeby dostać 5, 4, 3 gwiazdki. My dostaliśmy wszystkie recenzje pięciogwiazdkowe. To był absolutny max. To dodaje skrzydeł, kiedy jesteś jednym z najważniejszych elementów tego festiwalu - opowiada dyrektor Czechowski. - W brytyjskim przewodniku teatralnym przeczytaliśmy, że jesteśmy największym wydarzeniem tego festiwalu. Te gwiazdki otwierają nam okno na świat.
Pracownicy teatru wyjaśniają, że „Gusła", grane początkowo w uproszczonej wersji w małych miejscowościach województwa lubuskiego jako spektakl plenerowy, wyewoluowały w wersję sceniczną.
Daniel Grupa, odpowiedzialny za opracowanie muzyczne i muzykę na żywo, wyjaśnia, że w tym spektaklu muzyka współdziała z aktorem. - Było często tak, że oni pokutowali ze zmęczenia, a jednocześnie byli na pełnej koncentracji, nie było potknięć. Oczywiście, paluszek mi się omsknął nieraz, bo to jest granie na żywo. Ale dla mnie najważniejsze było to, żeby ich trzymać. Tyle, ile mogłem, starałem się ich trzymać, a oni szli jak burza - podkreśla.
Ekipie łatwiej było zrealizować przedstawienie, bo już wcześniej koordynator wyjazdu pojechał na miejsce. - Zmierzyłem się przede wszystkim z barierą językową, która okazała się do przejścia po paru dniach. Okazało się, że kontakt bezpośredni w takich sytuacjach jest niezbędny i bardzo pomocy. W zasadzie wszelkie szlaki przetarłem w maju, kiedy pojechałem do Edynburga na spotkania z ekipą techniczną i biurem promocji. Z perspektywy czasu okazały się przydatne do przeprowadzenia całej operacji w miarę bezboleśnie, i tak się stało - przyznaje K. Derda.