O tempora! Zaczynamy się kłócić o interpretację sceniczną utworów Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego! Nie czas w tej chwili na utyskiwanie (najzupełniej zresztą uzasadnione), że nie dostrzegano tego, jak autor "Zaczarowanej dorożki" rozumiał teatr. Ba! Nie dostrzegano poetyczności jego utworów. Dobrze im teraz (im - to znaczy teoretykom "etapowym'!) mówić o wielkości, o artyzmie dzieł poety. Przed kilku jeszcze laty nie mogli dojrzeć jego nazwiska na łamach pism literackich, a jeden z publicystów obrażał się nawet za to, że poeta zbyt wiele wierszy poświęca swej córce i żonie... Miłe, co? Ale nie można powiedzieć, że Gałczyńskiego nie czytano. Działo się wprost przeciwnie, podobnie, jak z prozą Adolfa Rudnickiego. Krytyka fachowa, literacka przez wiele lat kręciła nosem nad najwspanialszą poezją naszych dziesięciu lat - nad wierszami Gałczyńskiego, psy wieszała na Rudnickim za jego rzekomo niewłaściwy stosunek do spraw walki Żydów po
Tytuł oryginalny
Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić...
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 22