Nawet najbardziej odporny na literaturę widz po wyjściu z przedstawienia będzie potrafił powtórzyć kilka fraz z "Wyzwolenia". Nawet jednak największym wielbicielom Wyspiańskiego trudno polecać obejrzenie tego spektaklu. Pycha reżysera skazała go na klęskę - o "......" w reż. Pawła Kamzy w Łaźni Nowej w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Punkt wyjścia najnowszej produkcji Łaźni Nowej jest znakomity. Niezagospodarowana przestrzeń sceny, sala z potencjałem teatralnym, z zaledwie majaczącymi w mrokach, upchniętymi po brzegach rekwizytami i elementami scenografii. W takim miejscu, jednocześnie niedookreślonym i bardzo konkretnym (mimo stylizacji na teatralny "bezczas" jesteśmy przecież na scenie Łaźni Nowej), umieścił swoją wizję "Wyzwolenia" Paweł Kamza. Wizję, niestety, nieczytelną, przekombinowaną, przegadaną i subiektywną w sposób tak całkowity, że nie ma w niej miejsca na dialog z widzem. Pięcioro aktorów, ubranych we współczesne kostiumy, podczas trwającego niewiele ponad godzinę przedstawienia, kilkakrotnie rozpoczyna kolejne sekwencje działań od tych samych słów dramatu. O "zżęciu żyta łanu" każdy kiedyś skądś słyszał. Jeśli nie - będzie miał szansę usłyszeć w trakcie spektaklu. Ta bowiem i kilka innych fraz powtarzają się kilkakrotnie, wyznaczając kolejne sek