Teatr Witkacego w Zakopanem od początku działalności, czyli od 1985 roku, kreowany był na nową legendę Tatr już w spektaklu "Witkacy - autoparodia" nawiązywał bezpośrednio do "demonicznej" atmosfery międzywojnia, zgęstniałej w okolicach Krupówek, Chramcówek i Harendy, gdzie - wedle słów Witkiewicza juniora - żyło się "pięknie, a nawet dziwacznie" - o książce Ewy Łubniewskiej "Piekielne pomysły i dusza anielska Teatru Witkacego w Zakopanem" pisze Hanna Baltyn w Nowych Książkach.
Odważny krok siódemki aktywistów z koła naukowego krakowskiej PWST pod wodzą reżyserów Andrzeja Dziuka i Julii Wernio, którzy bez formalnego umocowania zaczęli w byłym sanatorium doktora Chramca robić teatr, natychmiast ściągnął uwagę krytyków-odkrywców. Bo kto nie lubi być odkrywcą przejawów geniuszu i artystycznego buntu w miejscu, gdzie stałego teatru nie było od przedwojnia. Więc zbiegł się tu oddział teatralnych Mistrzów Fiorów, kreatorów teatralnych mód (w peletonie byli m.in. Jacek Sieradzki i Grzegorz Niziołek). Zachwyty trwały kilka sezonów, potem przyszło rozczarowanie. Pupilów bądź porzucono (jak Łukasz Drewniak), bądź potraktowano jak chłopców do bicia (Krzysztof Kopka). Te i inne, bardziej subtelne meandry funkcjonowania teatru już od 28 lat opisuje jego wierna krytyczna obserwatorka, prof. Ewa Łubieniewska. Zna się i na literaturze (celna analiza wyborów repertuarowych), i na teatrze. Patrzy, pamięta, rejestruje. Sceny, wiz