Brytyjskie ministerstwo oświaty zamówiło dla szkół odważny performans, skierowany do publiczności "12+". Trudno sobie wyobrazić bardziej niewdzięczną widownię dla tej formy. Jeszcze nie dość mroczni, by egzaltować się wpisaną w widowisko możliwością katastrofy, a już zbuntowani - pisze Joanna Derkaczew w felietonie dla e-teatru.
Ze wszystkich dziedzin sztuki, których nie ma (kino prenatalne, muzyka antybakteryjna) najmniej brakowało mi performansu dla dzieci. Interakcja w teatrze dla najmłodszych rzecz piękna, ale gałka "ryzyko" nie bez powodu przykręcona jest zwykle do minimum. Rzucę piłkę, a nuż połknie? Machnę ogonem przebiegając między rzędami widowni, a nuż rodzice oskarżą o molestowanie? Z żywo reagującą widownią nieletnią zdarzyć się może wszystko; każdy spektakl to potencjalnie "Rhythm 0" Mariny Abramovic, strzał w głowę, skok z dachu, zagrożenie życia, zdrowia, budżetu i przyszłej kariery politycznej dyrektora teatru. Tymczasem brytyjskie ministerstwo oświaty zamówiło dla szkół odważny performans, skierowany do publiczności "12+". Trudno sobie wyobrazić bardziej niewdzięczną widownię dla tej formy. Jeszcze nie dość mroczni, by egzaltować się wpisaną w widowisko możliwością katastrofy, a już zbuntowani. Hormony buzują, ukryte w dwunastolatku dzie