"Lorenzaccio" w reż. Jacoues'a Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Niczym Konrad Wallenrod wkrada się w łaski księcia, uprzedza jego wyuzdane zachcianki, aby w najmniej spodziewanym momencie zadać mu śmiertelny cios. Samotny spiskowiec, udając rozpustnika, sam jednak się nim staje. Kąsek dla teatru niebywały. Mimo to "Lorenzaccio" Musseta rzadko pojawia się na afiszu i nic dziwnego, bo to dramat ogromny, prawie sto postaci, 40 zmian scenicznych, pisany z osobliwym podtytułem "Teatr w fotelu", na przekór panującym konwencjom. Przed reżyserem stawia wyzwanie wykrojenia z tego ogromnego materiału własnego scenariusza, podporządkowanego własnej myśli inscenizacyjnej. Dla Francuza wyzwanie tym większe, bo w tytułowej roli występował legendarny Gerard Philipe, z którym za młodu chciał się mierzyć Jacques Lassalle, wracający po latach do tego fascynującego tytułu. Jak w poprzednich inscenizacjach w Narodowym ("Tartuffe", "Umowa") Lassalle przy pomocy Doroty Kołodyńskiej wypatroszył scenę, a nawet ją nieco powiększył, su