Jeszcze warszawska publiczność pamięta "Zemstę" z 1978 roku, pyszną, lekką, dowcipną zabawę, wyreżyserowaną przez Zygmunta Hubnera w Teatrze Powszechnym. Aktorzy na równi z widzami bawili się fredrowskim wierszem, komediową intrygą, iskrzącą się złotym humorem, bez cienia zjadliwości i goryczy. "Zemsta", wystawiona po pięciu latach w Teatrze Polskim, wydaje się być zupełnie innym utworem, jakby napisanym przez innego pisarza. Można byłoby rzec, że to nie komedia, ale paszkwil na Sarmatów, na dumną ze swego rodowodu brać szlachecką, choć nie można przyłapać reżysera na przerysowaniach służących ośmieszaniu i oczernianiu postaci. Przeciwnie. Ta "Zemsta" przedstawiona jest zgoła beznamiętnie, jakby reżyser chciał zaakcentować cały swój obiektywizm, wydobywając jedynie to, co przecież w arcykomedii Aleksandra hrabiego Fredry tkwiło od zawsze. I na co zresztą wcześniej interpretatorzy zwracali uwagę. Insceniz
Tytuł oryginalny
Zemsta 1983
Źródło:
Materiał nadesłany
Razem nr 34