Zabił ze strachu przed końcem, a to przecież trwania trzeba się bać. Taki to komedio-kryminał z morałem widziałem. - o spektaklu "Udając ofiarę" w reż. Łukasza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym im. Łomnickiego w Poznaniu pisze Mateusz Tłok z Nowej Siły Krytycznej.
W Nowym to każdy jak nowy, prosto z myjki, z Browaru, z perfumerii. Siedzi się na widowni i wąchać nie trzeba. Zapachy same się pchają. Łabędzich, śnieżnobiałych szyi i nadgarstków. No więc zamiast zastanawiać się nad konkretami, usłyszeć można od pani w trzecim rzędzie o zbiegu okoliczności. No bo jaki to fart i nienepotyzm i niekolesiostwo i ciężka praca, że syn i tata w jednym stoją teatrze. Niedaleko spada wiśnia od wiśni. No i mamy nowego. Teatru nowy rozdział. Nowy spektakl się zaczyna. Odtwarzając sceny zabójstw, Wala (Nikodem Kasprowicz) zarabia na życie jako ofiara. Najpierw udaje żonę wypychaną przez okno, potem utopioną z zazdrości dziewczynę, następnie zastrzelonego przez przyjaciela mężczyznę, by samemu skończyć jako podejrzany. W tym czasie widzi ducha swojego ojca (Witold Dębicki), który zginął z winy (jak mu się wydaje) żony (Daniela Popławska) spółkującej i "spiskującej" z jego bratem (Mariusz Puchalski). Próbuje