"Balladyna" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.
Ze sceny wieje chłodem. Ani jednej pozytywnej postaci, żadnej próby obrony czyichkolwiek racji. Nawet Matka, często grywana na sentymentalnej nucie, w tej inscenizacji "Balladyny" bardziej przypomina rajfurkę niż troskliwą opiekunkę dziewcząt. Wydać je dobrze za mąż to dla niej tyle samo, co dobrze na nich zarobić; na lepsze życie i na remont chałupy. Ingmar Villqist, reżyser "Balladyny" w Teatrze Nowym w Zabrzu, komasuje tekst, zlewa postacie i wyostrza wątki. Spektakl zbudowany jest na wzór ujęć filmowych; poszczególne sceny oddzielają ostre, inscenizacyjne cięcia. A emocjonalny dyskomfort widza, wyraźnie zamierzony przez realizatorów, powiększają współczesne, krzykliwo-dyskotekowe kostiumy, projektu Katarzyny Sobańskiej. Nie jest więc ta "Balladyna" ani okrutną (ale jednak) baśnią, ani realistycznym dramatem o miłości i władzy. Forma przedstawienia akcentuje raczej nieuchronność czynienia zła, wpisaną w ludzką naturę. To nie jest w