Jacyś ludzie nauczyli się tego na pamięć. Dziwne. Wstyd. Nie wiem tylko czy bardziej dziwne czy bardziej wstyd - o "Annie Kareninie" w reż. Józefa Opalskiego w Gliwickim Teatrze Muzycznym pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.
Gliwicka prapremiera musicalu "Anna Karenina" w oparciu o powieść Tołstoja była chyba najbardziej oczekiwanym wydarzeniem tego sezonu. Niestety, rezultat okazał się odwrotnie proporcjonalny do nadziei, jakie pokładano w tym przedsięwzięciu. Powstało ponad trzygodzinne, nużące przedstawienie, z którego w zasadzie nic nie wynika. Pierwszy, poważny brak tego spektaklu leży już w adaptacji Krzysztofa Korwina-Piotrowskiego, który z powieści Tołstoja wybrał kilka epizodów, i nie zawsze były to epizody niezbędne w rozwoju akcji. Scenariusz ślizga się zaledwie po problemach przedstawionych przez Tołstoja. Korwin-Piotrowski chyba do końca nie mógł się zdecydować na wybranie jednego wątku głównego, w związku z tym nie wiemy, kto tak naprawdę jest tutaj główną bohaterką: Anna Karenina (Małgorzata Długosz) czy może Kitty Szczerbacka (Wioletta Białk). Postacie pozbawione są chociażby odrobiny głębi psychologicznej, wyjęte ze swojego świata powie�