"Cement" w reż. Wojtka Klemma we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Rafał Węgrzyniak w Odrze.
W głośnym niegdyś pamflecie Stanisława Barańczaka na niemieckiego dramatopisarza Heinera Muellera "Wymioty Waltera" skomentowana została zdawkowo jego parafraza sowieckiej powieści z 1925 roku "Cementu" Fiodora Gładkowa, napisana w 1973 dla Berliner Ensemble, sześć lat później zaś wystawiona przez Berkeley Stage Company. Barańczak w 1990 potraktował adaptację klasycznej perły socrealizmu jako bzdurę, którą wygwizdałyby widownie Warszawy czy Budapesztu, a mogła wziąć na serio doprawdy tylko nomenklatura z Berlina albo studenteria z Berkeley. Dziewiętnaście lat później "Cement" Muellera doczekał się polskiej prapremiery we Wrocławiu, publiczność zaś bynajmniej nie gwizdała, choć przyjęła inscenizację raczej z chłodną rezerwą ukrywającą dezorientację. Spektakl przygotował Wojciech Klemm wraz z Igorem Stokfiszewskim z redakcji "Krytyki Politycznej" jako dramaturgiem. Klemm, reżyser uformowany w Niemczech, który był asystentem Franka Castorfa