"Cement" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Heiner Müller, nowator i następca Brechta, podjął się w "Cemencie" rozliczenia z obietnicami rewolucji. Sztuką, osnutą na socrealistycznej powieści radzieckiej Fiodora Gtadkowa, oskarżał zwycięską rewolucję o zdradę ideałów. Oto żołnierz rewolucji Gleb Czumałow wraca z frontu do domu i zastaje zamkniętą cementownię, a rodzinne miasto w ruinie. Ludzie wegetują, ale "rewolucyjna" władza ma się dobrze. Gleb próbuje to zmienić. Jeśli więc sięgać dzisiaj po tę sztukę sprzed 35 lat, to aby raz jeszcze przełożyć jej motyw na język współczesnych rozliczeń z "rewolucją konserwatywną". Tego jednak Wojtkowi Klemmowi nie udało się przeprowadzić, z zamysłu uwspółcześnienia pozostało tylko wbite w podłogę sceny skrzydło boeinga, które na próżno usiłują sforsować bohaterowie sztuki, i konwulsje, w które co jakiś czas popadają aktorzy, zapewne dla wyrażenia konwulsji rewolucji. Bronią się jedynie półprywatnie opowiadane mity greckie,