"Kram z piosenkami" w reż. Laco Adamika w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Po nowemu nie zawsze oznacza lepiej. To właśnie przypadek nowej wersji "Kramu z piosenkami" na deskach warszawskiej Syreny. Twórcy przedstawienia dołożyli wszelkich starań, aby zamordować, wydawałoby się nieśmiertelną, kolekcję kupletów i piosenek polskich od staropolskiego "Kurdesza" po "Oleandry". Zamiast pełnego wdzięku widowiska dali żałosną pół-przebierankę. Sceny rodzajowe zastąpiła niezdarnie udawana feta w garderobie teatralnej ku czci Tadeusza Plucińskiego. Aktorzy niekompletnie poprzebierani (jakby zabrakło funduszy na kostiumy) podśpiewywali przeboje z teki Leona Schillera w nowych aranżacjach, niwecząc ich siłę, masakrując klimat i dobijając leżącego. Oto, co znaczy paść ofiarą domniemanej nowoczesności na całego. Czyli plackiem.