Parę lat temu w teatrze modne były krzyże. Najróżniejsze. Ogromne, sięgające ramionami na widownię, albo niewielkie, za to liczne, malowniczo na scenie grupowane. Każde niemal przedstawienie, które unosiło się codzienną przyziemnością choćby niemrawo, o parę tylko centymetrów, usiłowano uszlachetniać symbolem Chrystusowej męki. Gorliwie, nie zawsze z sensem, jeszcze rzadziej z poczuciem taktu. Od paru sezonów miejsce krzyży zajęły menory. Siedmioramienne żydowskie świeczniki liturgiczne, takie same jak na monetach przywożonych z Izraela można u nas kupić w prywaciarskich sklepikach z pamiątkami. Duże i małe. Czasem uda się je wyszperać w Desie lub na tandecie. Gdzie pojawiły się najpierw, w teatrze czy w handlu, nie zauważyłam. Zarzucamy teatrowi ospałość i brak wyczucia specyfiki czasów. A przecież jest bystry i pojętny. Spontaniczny run naszych scen na tematykę żydowską odpowiada zainteresowaniom społecznym. Może je wyczuwa, a może
Tytuł oryginalny
Zdążyć przed Habimą
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie