Podstawowym narzędziem pracy krytyka teatralnego jest pociąg dalekobieżny - pisze Witold Mrozek w felietonie dla e-teatru.
Recenzent kursuje między Krakowem, Wałbrzychem, Wrocławiem, Warszawą, Szczecinem... Tysiące kilometrów miesięcznie. Zresztą - czasem i sto kilometrów odczuwa się jak pięćset. A siedemdziesiąt sześć - jak dwieście siedemdziesiąt sześć. Jeszcze parę lat temu pociąg z Krakowa do Katowic pokonywał swoją siedemdziesięciosześciokilometrową trasę w godzinę i dwadzieścia minut. Dziś - dwie godziny i dwie minuty. Czterdzieści dwie minuty różnicy - to prawie cały spektakl Weroniki Szczawińskiej albo 16% czasu trwania "(A)polonii" Warlikowskiego. To połowa seansu kinowego, spacer po lesie albo jakieś 10% przeciętnego dobowego zapotrzebowania na sen. Sen, który mimo wszystko dużo przyjemniejszy jest w łóżku, niż na ławie Elektrycznego Zespołu Trakcyjnego. Broń Boże przed tym, by tu kolejny raz narzekać na polską kolej. Elektryczne Zespoły Trakcyjne EN57 szczerze kocham i jestem dumny z tego, że to w Polsce mamy najdłużej produkowany pojazd